czwartek, 22 listopada 2018

Góry Kaczawskie - w Krainie Wygasłych Wulkanów

2018-11-13

     Przed milionami lat Pogórze Kaczawskie za sprawą szalejących wulkanów przypominało piekło. Dzisiaj ta część Dolnego Śląska, rozciągająca się od Jawora po Wleń, nosi miano
Krainy Wygasłych Wulkanów.
     Znaczą ją wzgórza o charakterystycznym stożkowym kształcie i niespotykane w innych rejonach Polski skały: diabazy, porfiry, melafiry, bazanity i zieleńce.
Po wybuchu wulkanu, w stygnącej lawie, uwięzione zostawały pęcherzyki gazów. W tych pustych przestrzeniach  woda niosąca rozpuszczone substancje mineralne powodowała ich osadzanie na otaczających  je ścianach.  Tak powstały geody, które przez wiele milionów lat wypełniały się różnokolorowymi kryształkami.



    W okolicy Nowego Kościoła można znaleźć agaty - skalne kwiaty, geody świadczące o dawnej działalności wulkanów.

     W 2013 roku pojechałem do Paszowic, gdzie odbywał się Kaczawski Jarmark Wielkanocny.
Wtedy byłem bardzo ciekawy wyniku konkursu na maskotkę Krainy Wygasłych Wulkanów.
Miałem szczęście, trafiłem na moment, w którym prowadząca imprezę pokazała Agatka





laleczkę, która została uznana maskotką Krainy Wygasłych Wulkanów.


Mam już trochę wiosenek, ale  na widok tego cudaczka oczy mi się zrobiły okrągłe,
jak u małego dziecka. Autorka tego projektu para się również wyrobem ozdobnych pierników.

___________________________


Wstawał świt.  Chmury zdobiła mozaika barw granatu, niebieskości, różu i szafranu.





"Zanim pojawi się na niebie wóz słońca , znad brzegów Oceanu wyjeżdża na lekkim rydwanie Eos, różanopalca bogini jutrzenki. Piękne oblicze młodej boginki jaśnieje rumieńcem zorzy porannej, a wśród szarych świtów zakwita jej szata barwy szafranu"      (Jan Parandowski)


Krzysiek zaparkował swoje auto w Sokołowcu, tuż obok ruin Pałacu Dolnego.




Między resztkami zabudowań wyszliśmy na polną drogę, którą udaliśmy się na spotkanie dnia.


Tę drogę już znałem, po niej prowadził mnie Krzysiek  na naszej styczniowej  wędrówce .


Od tamtego dnia minęło równo dziesięć miesięcy. Och, jak ten czas goni!

 A na niebie trwał spektakl...


Z każdym naszym krokiem okolica jaśniała. Dzień powoli się budził...

Z tyłu, zza pagórka wyłoniła się Ostrzyca Proboszczowicka


zwana Śląską Fudżijamą.

Przed nami ukazała się Wilcza Góra, w skrócie Wilkołak.


Pozostałość wulkanu zmieniła się znacznie za sprawą kopalni bazaltu.

Od północnej strony poranne mgły odsłoniły szczyt Grodźca.


W XII wieku na jego szczycie stał gród warowny Bobrzan. Drewnianą budowlę zastąpił
murowany zamek, dla którego burzliwe dzieje nie były zbyt łaskawe.
Ostatnią wojnę przetrwał w całości, lecz nie oparł się działaniom armii wyzwoleńczej.

A my na stoku Owczarni rozkoszowaliśmy się początkiem dnia...











- Krzysiek, zaczekaj!
- Grodziec tak ładnie pozuje, że zrobię mu jeszcze jedno zdjęcie






Udało się!

Eos poszła spać, a Helios ociągał się z wyjazdem swoim wozem słonecznym...


… chyba jego rumaki jeszcze nie napojone...

Wygorzel nie jest zbyt wysokim wzniesieniem i dzisiaj Krzysiek zapragnął wejść na jego słabo



zaznaczony i ukryty  w lesie szczyt. Z naszej strony  zbocze nie było zbyt strome, ale gdy
weszliśmy w las i poszliśmy w stronę prześwitu między drzewami zostaliśmy oczarowani


roztaczającym się widokiem. Z tej strony stok góry opadał stromo w dół, a chyba niedawno


wycięte drzewa otworzyły wyśmienity widok na wąską dolinę.


Zza horyzontu wystawały resztki dumnego niegdyś Wilkołaka.


Kilkadziesiąt lat działalności kopalni bazaltu zmieniło oblicze dawnego wulkanu.


Chwilę staliśmy zadumani zadając sobie pytanie, czy coś się ostanie z  dawnego rezerwatu...

Krrrk… krrrk… Nad lasem krążyła para kruków. Ptaki te można łatwo rozpoznać, gdyż one




często wydają takie odgłosy.  Leśnicy mówią, że kruki tak się przedstawiają.

Gdy umawialiśmy się na tę wędrówkę, w telefonicznej rozmowie Krzysiek tajemniczo powiedział,




że nasza marszruta ma być dla mnie niespodzianką.

Poszliśmy na początek Piekiełka. Taką nazwę nosi strumyk i jar którym on płynie.


Lecz przy źródle Piekiełka koryto było suche.  Zeszliśmy na dno i poszliśmy w dół jaru...





...w którym po kilkunastu metrach, nie wiadomo skąd, pojawiła się woda.


Piekiełko niespodzianką było nie tylko dla mnie, dla Krzyśka również.
Chyba mój towarzysz takich atrakcji się nie spodziewał.




Zdawało się nam, ze jesteśmy odkrywcami idącymi przez nieznane nikomu miejsca...


...które były, mówiąc wprost, cudne. Obaj byliśmy w całkiem innym świecie.

Trudno mi opisać słowami, to co widziałem, więc niech w zamian przemówią obrazy...








Jak w jakiejś dżungli...



Krzysiek i ja cieszyliśmy się z tego miejsca, jak małe dzieci...



...swoją niespodziewaną zabawką...


...Mój towarzysz się tego nie spodziewał...
Nie wiedzieliśmy w którą stronę mamy patrzeć...

A ta pozostałość po ogromnym niegdyś drzewie,


po upływie niedługiego czasu może będzie przedstawiać się tak …










...jak ten pieniek nieopodal, który kiedyś był dumnym drzewem.

Krzysiek zapytał
- Janek, czego ty tam szukasz?





- Oj, Krzysiek. Ty wiesz jakie tu są cudeńka?!








(Szczawik zajęczy)

"Umarł król, niech żyje król"
Zadziwiająca jest żywotność przyrody -  na starym wyrasta nowe.



























Przedzieranie się przez wertepy rozgrzało nas do tego stopnia. że Krzysiek swoje



ciepłe nakrycie głowy zamienił na lekką czapkę...











...i rozpiął kurtkę.

W takim jarze można urządzić uczniom pokazową lekcję przyrody.


Żaden podręcznik, w swoich zawiłościach, nie potrafi przedstawić tego lepiej.

U wylotu jaru rosło kilka daglezji, a jedna z nich była tak nadobna...


...że dorodny buk wziął ją w swe ramiona.
To jest trwałe uczucie!

Motocykliści za nic maja informację na tablicy i rozjeżdżają dno jaru.


Ciekawe, czy będą takimi kozakami, gdy przyjdą mokre lata i jar wypełni się rwącym strumieniem?

Jeździł pociąg z daleka...


… a przyroda nie czeka. Przyroda robi swoje.



Nieczynną linią kolejową, która kiedyś łączyła Legnicę z Marciszowem, dotarliśmy do


Wielisławki,  która również jak widziane wcześniej Ostrzyca Proboszczowicka, Grodziec i Wilcza Góra, stanowi część pozostałości po dawnym wulkanie.

Gdy przechodziliśmy obok krowy skubiącej trawę Krzysiek stwierdził
- To jest przykład stoickiego spokoju.


Przy okazji spotkania z krową, przypomniała mi się zagadka, jaką dawniej na wsi zabawiano się
w czasie spotkań w długie jesienne wieczory.

" W koszuli się na świat rodzi,
a po świecie nago chodzi"

Kto zgadnie, co to jest?

Większym łukiem okrążyliśmy bukaty. Bestie ciągle odwracały swoje łby w naszym kierunku.


Swoje dzieciństwo i wczesną młodość spędziłem wśród zwierząt i do ich obecności jestem przyzwyczajony. Bukaty są wytrzebione i nie stanowią większego zagrożenia.
Ale Krzysiek miał obawy.

Pan Bóg stworzył byka.
I byk był.
A chłop wziął kozika
Uciął mu u dołu
I stworzył wołu.

Na skraju łąki usiedliśmy na trawie. Ciepły, chociaż listopadowy, dzień na to pozwalał.


Nie mogłem powstrzymać się od sesji zdjęciowej.






A trzoda ciągle spoglądała w naszą stronę.

-Ja od byków wolę trzmiele - powiedział Krzysiek


I fruwającemu futrzakowi na wyścigi zaczęliśmy robić zdjęcia.
Skrzydełka trzmiela są niewielkich rozmiarów i na podstawie teorii  aerodynamicznej
owad nie powinien latać. Ale on o tym nie wie i dlatego fruwa sobie w najlepsze.

A cieszącym jeszcze oczy kwiatkom, to ja nie popuszczam.








Niech sobie jeszcze kwitną.

Dłuższą chwilę siedzieliśmy na skraju łąki i gapiliśmy się na Góry Kaczawskie.


Przyznać muszę - to uroczy zakątek.

Ale,  komu w D temu C.
Nie, to nie jest nic zdrożnego...




...komu w Drogę temu Czas...



Lecz teraz nie szliśmy drogami, ale wędrowaliśmy przez pola i nieużytki.

Widząc pole położone na pochyłości pagórka, współczuliśmy konikowi, który przed kilkoma laty


był zaprzęgnięty do pługa.  On to miał ciężkie życie!

Gleba czerwono zabarwiona jest wspomnieniem po bardzo dawnej aktywności wulkanów.





Malownicze pofałdowania pól cieszą nasze oko, lecz nie radują serca ich użytkowników.













Ostrzyca Proboszczowicka jest bazaltowym rdzeniem wulkanu, który przed wieloma milionami lat ział ogniem i wyrzucał z wnętrza ziemi stopione do płynnej masy różne skały. Jedną z nich był czerwony spągowiec, który zalegał okolice dzisiejszego Pogórza Kaczawskiego. Skała ta w ciągu milionów lat przekształciła się w obecną glebę. Czerwoną ziemię.

W Polsce utwory czerwonego spągowca na powierzchni odsłaniają się w Sudetach oraz w okolicach Krzeszowic w Małopolsce i w Sławkowie w Zagłębiu Dąbrowskim

To były nasze chwile.






Tak często mawia Krzysiek, a ja podzielam to stwierdzenie.
Cieszmy się każdą chwilą. Czas tak szybko ucieka, na nic nie czeka.

_________________________

Nasza włóczęga rozpoczęła się w Sokołowcu obok ruin Pałacu Dolnego i prowadziła stokiem


Owczarni na Wygorzel, dnem jaru Piekiełko, nieczynną linią kolejową pod Wielisławkę, drogą pomiędzy Czeszką i Czerwonym Lasem powrót na stoki Owczarni, polami i nieużytkami pod Nowy Kościół, okrążenie Buczynki i powrót do Sokołowca wzdłuż potoku Czermnica.


*    *    *    *



8 komentarzy:

  1. Przysiadłeś fałdy, trzeba przyznać, i jako tako nadrobiłeś zaległości, Janku.
    Miałem dziwne wrażenie czytając i patrząc na zdjęcia – jakbym trzeci raz był na tym szlaku. Pierwszy raz byliśmy tam razem, drugi gdy czytałem swój opis, no i trzeci teraz.
    Na te pagórki i pola pod Nowym Kościołem wrócę jeszcze, bo nie wszędzie byliśmy. Może uda się trafić na ładniejszą aurę, bez deszczu, który nas wypłoszył stamtąd. Zresztą, i czasu niewiele już mieliśmy.
    Piękna pionowa panorama z brzozami. Tych zazdroszczę Ci. Poznaję drzewa i drogę, to miejsce na stoku Owczarni.
    Przy źródle Piekiełka zaczyna się zarastająca, nieużywana droga prowadząca stokiem tego wzgórza, rosną przy niej czereśnie. Kiedyś miałem okazję widzieć je w jesiennych szatach godowych. W ogóle podoba mi się tam.
    Na Twoich zdjęciach robionych z przybliżeniem widać efekt, który zauważyłem i na swoim aparacie: mianowicie takie zdjęcia lepiej pokazują wzniesienia, różnice wysokości. Nie wypłaszczają terenu tak, jak zdjęcia bez przybliżenia. Ciekawe, dlaczego…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiek, mam tak samo. Często wracam do danego tematu i jeszcze raz wędruję po tamtych chwilach.

      Większe przybliżenie, to dłuższa ogniskowa obiektywu, a ta lepiej oddaje skalę bliższych i dalszych motywów. Na zdjęciu nasze oko ma porównanie wielkości znanej wielkości (człowieka, drzewa , zwierzęcia) do tego co jest w oddali i powstaje ciekawe zdjęcie. A tak naprawdę, to nie nasze oko porównuje, a czynione to jest w naszym umyśle.
      Ten efekt jest wyraźnie zauważalny na zdjęciu byczka i krowy w tle Wielisławki.

      Usuń
  2. Zachwycające! I to niesamowita, dziecięca wręcz radosć Krzysztofa z każdego drobiazgu.
    I oczywiście masz rację, podręczniki nie naucza tyle, co doświadczanie. Lekcje przyrody powinny być w kontakcie z nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej rodzinnej wsi chodziłem do szkoły podstawowej, która była czteroklasowa. Do starszych klas chodziliśmy pieszo dwa kilometry do gminnej wsi. A w naszej szkole pracowała tylko jedna nauczycielka, która jednocześnie prowadziła dwie klasy. I wspominam czas, gdy "Pani" prowadziła nas na pola i do lasu ne lekcje w plenerze. Twarze z odległych czasów zacierają się w pamięci, ale "Panią" jeszcze pamiętam.
      Była mądrą nauczycielką. Ba, na imię miała Zofia.

      Usuń
  3. I znowu, dwa opisy tej samej włóczęgi, a jakże inne:-), czytam, porównuję i jednakowoż zachwycam się tymi zakątkami, które przeszliście; tajemniczy jar, odsłonięty wierzchołek, a w dole wijąca się droga, fantastyczne krajobrazy, czerwona ziemia ... w takiej glebie na Węgrzech rosną najpiękniejsze plantacje winorośli; właśnie jestem po lekturze "Ostanie dziecko lasu" Richarda Louva, odnajduję w Twoim wpisie jego słowa, że w tym jarze, wśród tylu ciekawostek fauny i flory byłaby najlepsza lekcja przyrody dla dzieci i młodzieży; tak daleko odeszliśmy od natury, że ludzie boją się jej; fantastyczne kamienie, a już sam Agatek bardzo trafiony, i sympatyczny; pamiętam, jak kiedyś znajoma blogowa Inkwizycja pisała, że zwiedzali kościół w którejś miejscowości, a mąż jej to właśnie poszukiwacz kamieni; pochylił się nad solidnym fundamentem z ciosanych kamieni i powiedział: Zobacz, ile tu granatów! to daje wyobrażenie, jakie szlachetne bogactwa kryją w sobie te skały; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, wierz mi, nie czytałem tej lektury. Znajd ę w naszych bibliotekach i ją poczytam.
      Wracając do tego jaru, wyobrażam sobie, co tam się dzieje wiosną.
      Takie miejsca należy koniecznie odwiedzać, poczuć ich zapachy i posłuchać odgłosów natury. Żadne zwariowane filmy takiej atmosfery lepiej nie oddadzą.

      Usuń
    2. Aaaa i jeszcze jedno, Mario.
      Szukałem nieco informacji o Twojej książce i wpadłem na recenzję o niej, której część pozwolę sobie zacytować:
      (…)Bardzo dobra książka o tym, czym kiedyś było dzieciństwo, i czym powinno dziś być oraz dlaczego tak ważny jest kontakt dzieci z przyrodą. Zresztą nie tylko dzieci. Bez zaglądania w różne zakamarki, włóczenia się po lesie albo łąkach, lub podglądania innych stworzeń po prostu nie będziemy szczęśliwi i nic nam tego nie zastąpi(…)
      To słowa Adama Wajraka, przyrodnika i dziennikarza oraz niesamowitego gawędziarza (podobnie jak nieodżałowany Michał Sumiński).
      Na próbkę gawędy A. Wajraka można trafić tutaj

      Usuń
    3. Ciekawe, i raczej niespotykane teraz, widzenie roli przyrody w wychowaniu dziecka. Lekcja polegająca na włóczeniu się po łąkach. O! Takich, jakie widziałem tydzień temu!

      Usuń