niedziela, 18 listopada 2018

Góry Kaczawskie - w cieniu Ostrzycy.

2018-11-17

      Nie, nie będzie to relacja z listopadowej włóczęgi po Pogórzu Kaczawskim, na którą
ostatnio zabrał mnie Krzysiek.  Tak się złożyło, że nasze dwie wędrówki,  dokonane w równym odstępie dziesięciu miesięcy, odbyły się w tej samej okolicy.

     Dziwny splot wydarzeń sprawił, że zostałem pozbawiony mojego sprzętu komputerowego na dłuższy okres czasu. Gdy wrócił on do mnie, nie mogłem rozeznać się w zawiłościach
jego zasobów. Jedna rzecz mnie ucieszyła, moje zdjęcia zapisane na dysku zachowały się w całości. Cóż więcej do szczęścia potrzeba (oprócz błękitnego nieba)?

Był dzień...

2018-01-14

    Krzysiek miał zamiar zaparkować swoją Vectrę pod Wielisławką, lecz niestety nie było to możliwe.  Pojechaliśmy do Sokołowca, skąd jeszcze w zupełnych ciemnościach, poszliśmy
asfaltową szosą w stronę Proboszczowa.


Z każdym naszym krokiem mroki nocy ustępowały pod naporem dnia.
Majaczący przed nami ostry szczyt zaczął nabierać wyraźniejszych kształtów.


To z mroków nocy wyłoniła się Ostrzyca Proboszczowicka.

Nasza wędrówka publicznym duktem trwała parę chwil i obok przydrożnego krzyża weszliśmy


w polną drogę, którą można dotrzeć do Bełczyny.

Drogi wiodące przez pola, z jednej wsi do drugiej, przeważnie są wyboiste, niespodzianie zakręcają i niejednokrotnie posiadają jakieś miano.


A ten dukt nieprzypadkowo nazwano Dzwonkową Drogą.

Dźwięczna nazwa. Czy dlatego, że ten trakt wiedzie wśród pięknych kwiatów?


Niestety, nie.

W zamierzchłych czasach, na tej drodze, w niedzielę i święta odzywały się dzwonki i kołatki.


W średniowieczu, w Bełczynie mieściło się leprozorium - dom dla chorych na trąd.
I oni, tą drogą, w dni świąteczne byli prowadzeni do Sokołowca na mszę.


Trędowaci, gdy poruszali się poza ośrodkiem, mieli obowiązek dzwonkami i kołatkami ostrzegać postronnych, aby ustąpili im z drogi, gdyż mogli się zarazić śmiertelną chorobą.
Dawne czasy minęły, nazwa pozostała.

Dzisiaj, w niedzielny poranek, w tym miejscu panował błogi spokój.


Dużo dróg w Górach Kaczawskich, przechodzi brodem przez rzeczki i strumyki.


Takim brodem na Skorze przechodziliśmy na drugą stronę strumienia.

Zza lasu wyłoniły się Sądreckie Wzgórza


Sądrecko, wieś na Pogórzu Kaczawskim, licząca raptem dwa domy.


Dwa domy, i tylko jeden z nich jest zamieszkały.

- Tu zrobimy sobie mały przystanek i napijemy się herbaty- powiedział Krzysiek.


- Ale ja jestem  gapa - powiedziałem wyciągając swój termos z plecaka.  Termosowy kubek został w domu.
- Jak to się stało, że przy pakowaniu się, nie zwróciłem uwagi na brak kubka?
Dobrze, że Krzysiek ma większy termos, który posiada dwa kubki.


Ładnie tu, ale już czas na nas.


Weszliśmy na zbocze Rawki.

Teraz mogliśmy spokojnie podziwiać Ostrzycę Proboszczowicką zwaną również


Śląską Fudżijamą.
Ostrzyca, to pozostałość po wulkanie, który szalał tu przed wieloma wiekami. To co po nim zostało to nek, najtwardsza część ziejącej ogniem i wypluwającej lawę dawniej góry.
Ostrzyca mierzy 501 m n p m  i  jest widoczna z wielu zakątków Sudetów Zachodnich.
Ona pokaże się nam jeszcze kilka razy.


Zająłem się robieniem panoramy, a Krzysiek cierpliwie czekał na mnie.

Przeszliśmy na drugą stronę Rawki.


W tym rejonie  Pogórza Kaczawskiego ziemia charakteryzuje się czerwonym odcieniem.


Czerwone zabarwienie, to pozostałość po dawnej działalności wulkanów.


Przed wiekami były tu skalne szczyty, które stopniowo wietrzejąc


przybrały kształty malowniczych dzisiaj pagórków.










 Śląska Fudżijama jeszcze raz pochwaliła się swoją urodą, by po chwili schować się


za kolejnym pagórkiem.

Jak w piosence:

Pojawiam się i znikam, i znikam, i znikam...




Ona dzisiaj jeszcze się nam pokaże.

- Pięknie promienie przebijają się przez chmury - stwierdził Krzysiek i dodał
- Och, żeby one tak wyszły na zdjęciu.


- Może mi się uda - powiedziałem robiąc zdjęcie.
Po chwili promienie zniknęły.


Gdy bliżej przyjrzymy się glebie, zauważymy w niej duże ilości skalnych odłamków skalnych.
Wiele, bardzo wiele  lat upłynie, zanim te okruchy skalne ulegną skruszeniu.




Trasa naszej wędrówki zatoczyła pętlę i powoli zbliżaliśmy się do Sokołowca.






Niewielki odcinek przeszliśmy przez Sokołowiec asfaltową drogą


wzdłuż potoku Czermnica. Ilekroć widzę potoki górskie tyle razy z podziwem
spoglądam na czystość ich wód.

W Sokołowcu są trzy pałace, z tego niestety dwa to już tylko ruiny


Pałac w Sokołowcu Dolnym został wybudowany na przełomie XVII i XVIII wieku


Pałac i budynki gospodarcze od 1945 r  zajmowało Państwowe Gospodarstwo Rolne.
Po likwidacji PGR pałac został rozszabrowany i zniszczony.

Zdjęcie stiuku pożyczyłem ze strony Polska_org


Niestety ozdoba sufitu dzisiaj już nie istnieje


Nie mieliśmy dostępu do wnętrza pałacu, a patrząc na niego z zewnątrz, zgodnie stwierdziliśmy,
że chyba nikt nie podejmie się jego remontu. A szkoda...

Opuściliśmy ruiny i polną drogą doszliśmy do zakola lasu.


To było początek Piekiełka.  Mianem tym nazwany został strumień i jar którym on spływa w dól
Strumyk był nikły, a dno jaru zalegały pnie zwalonych drzew.


Zaiste Piekiełko



 - Dzisiaj go nie zwiedzimy - Krzysiek był wyraźnie  zawiedziony, ale ja zauważyłem,
że jakaś myśl zakiełkowała w jego umyśle. Taki jest Krzysiek.

Spojrzałem w stronę z której przyszliśmy.



Zza drzew na chwilę wyjrzała Ostrzyca...


...ale po chwili schowała się za Owczarnią.

Nasza droga teraz wiodła dwoma wzgórzami, Czeszką po lewej


i  Czerwonym Lasem po prawej


Za lasem otworzył się widok na Wielisławkę, która podobnie jak Ostrzyca


jest pozostałością po wygasłym przed wiekami wulkanie.


Tam na dole, rano Krzysiek bezskutecznie szukał miejsca na zaparkowanie swojego auta.


Dłuższą chwilę delektowaliśmy się widokami Gór Kaczawskich.




Czas wyruszyć w dalszą drogę.

Krzysiek chciał skorzystać ze skrótu i weszliśmy w wyraźną drogę prowadzące przez las.
Po kwadransie przed nami pojawiło się ogrodzenie. Dukt ten okazał się drogą dojazdową do szkółki leśnej, którą zmuszeni byliśmy obejść.

Nomen omen, wspinaliśmy się na zbocza Czerwonego Lasu, a miejscami gąszcz


dał nam nieco do wiwatu. Oj ciężko mi się wtedy szło. Nie mogłem nadążyć za Krzyśkiem
i często przystawałem. Przechodziłem lekki kryzys, ale niedługo złapałem drugi oddech.


Gdy wychodzę z lasu na otwartą przestrzeń,  mam wrażenie, ze przechodzę przez jakąś bramę


wiodącą do innego świata.


Zza Rakarza wyłoniła się nasza dobra znajoma Ostrzyca, która teraz w naszej wędrówce


towarzyszyła nam dłuższy czas.



Często spoglądałem w jej stronę.

Gdy minęliśmy Skąpą zaczęło się zmierzchać.


To było nasze ostatnie w tym dniu spojrzenie na Ostrzycę Proboszczowicką.
Ciemności już zapadły, gdy dotarliśmy do samochodu.


Sokołowiec, Dzwonkowa Droga, Sądreckie Wzgorza, Rawka, Grodowa, Pałac Sokołowiec Dolny,
zbocza Owczarni, Czeszki, Czerwonego Lasu i Rakarza, obejście Skąpej, Sokołowiec.

Trasa naszej wędrówki w przybliżeniu przypominała symbol nieskończoności.


Nieskończenie wiele pozostało w pamięci  niezapomnianych chwil.
Naszych chwil,  jak często mawia Krzysiek.

Jeszcze tylko dwie moje panoramy, które wykonałem przy innej okazji:

- szerszy widok  na Ostrzycę Proboszczowicką  tu

- i pałac w Sokołowcu Górnym tutaj

A teraz pędzę do opisu naszej kolejnej wędrówki...
(Kiedy ja dogonię Krzyśka?)


*      *      *      *

8 komentarzy:

  1. Porównałam mapy z Twojego i Krzysztofa wpisu, są identyczne, choć wyprawy dzieli sporo czasu:-) patrząc na datę, to prawie połowa stycznia i ani grama śniegu; mignęła mi po drodze tablica podczas któregoś wyjazdu do Szklarskiej ... Kraina Wygasłych Wulkanów; niezwykła kraina; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Mario i dziękuję za odwiedziny.
      W przygotowaniu mam następną wędrówkę z Krzyśkiem w tej okolicy i zamierzam szerzej omówić Krainę Wygasłych Wulkanów oraz nieco więcej powiedzieć o czerwonej ziemi.

      Usuń
  2. Janku, gdy powiedziałeś o zamieszczeniu materiałów o tamtym dniu, nie bardzo wiedziałem gdzie byliśmy i co się wtedy wydarzyło, ale gdy obejrzałem zdjęcia, wróciły wspomnienia i dzień nabrał szczegółów. Przypomniałem sobie wiele drobiazgów, wiele chwil. To jakby na nowo je przeżyć. Dziękuję Ci.
    Wspólna trasa była jednak krótka, w pobliżu ruin pałacu. Właśnie! Pod pałacem urządziliśmy wtedy przerwę śniadaniową, pamiętasz? Jadłem tam kurczaka od Ciebie :-)
    Zaciekawiły mnie zdjęcia wnętrza pałacu. Ostatnio powiedziałem, że przypomina raczej dużą willę nie pałac, ale zdjęcia której zamieściłeś przeczą takiemu porównaniu. Wnętrza musiały być piękne i prawdziwie pałacowe. Szkoda wielka, że to wszystko stracone. Pracując w UK, wiele razy byliśmy (ja i współlokatorzy) na wycieczkach, przy tej okazji widziałem trochę starych ale zadbanych domów, można było je zwiedzać za opłatą, a pod ten pałac podjedzie kiedyś maszyna burząca. Ech.
    Dobrze, że zdjęcia się zachowały. Teraz przebogata firma Google będzie dbała o ich kopie. Google i nasza pamięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiek, pamiętam... Ach... wspomnienia...

      ...Gonimy za szczęściem, sięgamy do gwiazd
      Na gwałt świat chcemy zmieniać
      Lecz to najważniejsze, co żyje gdzieś w nas
      Panowie, szanujmy wspomnienia

      Szanujmy wspomnienia, smakujmy ich treść
      Nauczmy się je cenić
      Szanujmy wspomnienia, bo warto coś mieć...
      Skaldowie

      Usuń
    2. Tak, dbajmy o wspomnienia, ale przecież powinno ich przybywać, a więc dbajmy też o nowe przeżycia. Żeby były i były piękne.

      Usuń
  3. Uwielbiam patrzeć na Ostrzycę z mojego punktu widokowego. O świcie robi się różowa, potem żółknie, a ja za każdym razem myślę o Krzysiowych wędrówkach ;) Uwielbiam Twoje zdjęcia, Jasiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, mam nadzieję, ze kiedyś z Krzyśkiem wejdziemy na szczyt Ostrzycy i będziemy spoglądać na Twoje Izery.

      Usuń
    2. My tak kiedyś z dziećmi siedzieliśmy na szczycie i patrzyliśmy w stronę domu.

      Usuń