"Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo co ci się trafi" - przypomniał mi się cytat z Forresta Gumpa. W naszym życiu borykamy się z różnymi problemami, czasami bywają one naprawdę trudne do rozwiązania. Zdarzają się również chwile miłe oraz przyjemne, które zapamiętamy chyba na zawsze.
Niektóre czekoladki nie dopowiadają naszemu podniebieniu i mimo niechęci do ich smaku, zmuszamy się do ich konsumpcji.
Sytuacje w naszym życiu, które bywają dla nas radosne i szczęśliwe, są z kolei jakby smacznymi czekoladkami, a sytuacje, które nie były dla nas dobre, przygnębiające i smutne są porównywane do czekoladek, których smaku nie lubimy.
________________________________
Nie, ja nie wziąłem rozwodu z blogiem. Ja miałem z nim ciche dni. Powodów było kilka, ale one już teraz są nieważne i w większości chyba odeszły w niebyt.
Kto stoi w miejscu, ten się cofa. Ruszam do przodu.
Już dawno ucichły echa komentarzy do opisu Krzyska z naszej wędrówki po stokach Dudziarza, a ja wyławiam z pamięci chwile spędzone z nim na zboczach jednego ze szczytów Grzbietu Południowego Gór Kaczawskich
W czasie naszych wędrówek, bardzo często widuję Krzyśka w podobnej pozie.
On zatrzymuje się i trwa tak przez chwilę, a ja wtedy milknę i próbuję odgadnąć jego myśli...
Dobrze mieć cicerone przed sobą, który przeciera szlak. Tak jak w "Samych swoich"
- Twoje pole, drogę pokaż.
A niezmordowany Krzysiek, w gęstwinie torował drogę do Polany Czterech Świerków
W oddali majaczyły jakieś cztery plamy, ale gdy podeszliśmy bliżej, przekonałem się, że na skraju wydłużonej polany rośnie sześć drzew.
Zatrzymaliśmy się pod zwisającymi gałęziami świerków na małą herbatkę.
Tu staliśmy, jak pod ogromnym parasolem, który ochraniał nas przed sypiącym śniegiem.
Gdy skończyliśmy naszą herbatkę, Krzysiek poprowadził mnie po uroczych dolinkach Dudziarza,
którymi zawładnęły miejscami gęsto rosnące krzewy dzikiej róży i głogu
Ach, zobaczyć te miejsca, w porze kwitnienia...
________________
Krzysiek przysłał mi plik zdjęć. Jego podpisy często są dowcipne, a to ujęcie nazwał:
Janek szukający buta.
Janek na stoku Dudziarza
Lubię jego opisy.
______________________________
Błogą ciszę zmącił daleki odgłos strzału.
Kilka jeleni trwożnie spojrzało w tamtym kierunku. Grupa zwierząt była spora.
- Chyba ze trzydzieści sztuk - powiedział Krzysiek.
- Cholera, jest mgła, a myśliwi polują. Dobrze że nie wiedzą o tych stworzeniach - dodałem.
Parę osobników nadstawiło uszy w kierunku odgłosów polowania i gdy rozległ się
kolejny strzał, całe stado pomknęło w las.
Do tej gromady jeleni mieliśmy szczęście, tego dnia widzieliśmy je ponownie.
Później spotkaliśmy polujących, gdy wysiadali z terenówki i wypuszczali dwa psy. Ich strzelby były lśniące i posiadały lunety. Byli zajęci swymi sprawami i zachowywali się tak, jakby nas na ich drodze nie było.
Gdyby się do nas odezwali, zapewne coś bym im odszczeknął.
Po paru chwilach na śniegu zobaczyliśmy ślady krwi.
Krzyśkowi i mnie wtedy zrzedły miny. Biedne stworzenie, nie miało dzisiaj szczęścia.
________________________________
(...)Czyż nie piękniejsza nasza poczciwa brzezina,
Która jako wieśniaczka, kiedy płacze syna,
Lub wdowa męża - ręce załamie, roztoczy
Po ramionach do ziemi strumienie warkoczy
Niema z żalu postawą jak wymownie szlocha(...)
Adam Mickiewicz
(...)Z ciemnych mojego lasu drzew jedno najcichsze
Ukochałem, najbardziej smutne i najwiotsze:
Zawsze niema, choć wiatru wiew się o nią otrze.(...)
Leopold Staff
_______________________________
Gdy mijała kolejna godzina naszej włóczęgi, pogoda stała się dla nas łaskawsza.
Przeszliśmy przez częściowo uprzątnięty wiatrołom
i weszliśmy na łagodne zbocza Dudziarza.
Gdy podchodzilismy na zbocza Straconki,
niebo nabrało błękitów.
Przy krzaczkach żarnowca miotlastego urządziliśmy sobie mały postój na posiłek.
Ja dopijałem herbatę, a Krzysiek odgadywał nazwy widocznych szczytów.
Już był czas powrotu.
Ponownie zaczęło się chmurzyć.
Często przystawaliśmy spoglądając na Sokoliki i Karkonosze.
Spektakl trwał w radosnym nastroju...
...i nagle jak nożem uciął, nastąpiła zmiana.
W górach trzeba być przygotowanym na niespodziewane załamanie się pogody.
__________________________________
A później zaczął sypać gęsty śnieg, który niezmordowanie okrywał okolicę białym puchem.
A my szliśmy ośnieżeni - jak dwa chodzące bałwany. Weszliśmy pod gęste świerki, nawzajem otrzepaliśmy się ze śniegu i piliśmy herbatę. Ja niesłodzoną, a Krzysiek tradycyjnie, z sokiem malinowym.
Wokół panowała zima, a w lesie zapachniało rozgrzanym, letnim maliniakiem.
Pod koniec naszej wędrówki, zaczęliśmy się raczyć owocami dzikiej róży.
Były słodkie o winnym posmaku. Chyba dlatego te owoce uwielbiają ptaki.
Krzysiek tęsknie spoglądał w kierunku Gaika, ale zapadał mrok i wróciliśmy do samochodu.
My tu jeszcze wrócimy.
(...) Za dawno miniony czas, mój drogi,
za dawno miniony czas,
wzniesiemy puchar ze szczerym sercem jeszcze raz
za dawno miniony czas (...)
Tradycyjnie, do szerszych widoków z tego dnia zapraszam: tutaj
A teraz pędzę do następnego tematu. Muszę dogonić Krzyśka, który wyprzedził mnie niesamowicie...
* * * *
Tak, życie jest jak pudełko czekoladek, albo jak kulki, ktore wyciągasz z worka życia. Prawdopodobieństwo wylosowania białej i czarnej jest takie samo przy równej liczbie kulek w worku, a jednak Pan Bóg, Los, Przypadek miesza i wpływa na kolor, a czasami i my powiększamy prawdopodobieństwo nie bedąc tego w pełni świadomymi.
OdpowiedzUsuńCieszę się, źe wróciłeś. Dla mnie pięknie „obrazujesz”. Zdjęcia są bardzo realistyczne, tak jakbym było się na miejscu.
Hi, hi, myśli Krzyśka odgadnąć łatwo :), pewnie zatapia się w greckich foliałach, albo zastanawia się którędy pójść dalej, jaką ścieżkę wybrać: na szagę czy ścieżką ogólnie dostępną:). No i masz, w końcu na zwlisko Ciebie poprowdził.
Krew na śniegu - to jedna z najsmutniejszych rzeczy pod słońcem. Nigdy nie chciałabym jej zobaczyć i usłyszeć huku wystrzałów. Pamiętam takie odgłosy, ze szwedzkich wakacji, kiedy błąkałam się w poszukiwaniu jagód na poobiedni deser. To był pusty las, taki jak Wasz, pełen zwierząt, gdyż o zmroku dużo można było wysłyszeć ryków i szelestów. Za dnia widzialnym znakiem obecności myśliwych były ambony i to one napełniały mnie lękiem. Kiedyś weszłam na jedną taką, wysoką, solidnie zbudowaną, stojącą na rozległej polanie. Nieprzyjemne miejsce, chociaż widok rozciągał się z nią na najbliższą okolicę. Eh, wyobrażnia.
Brzozowa opowieść ustami Staffa i Twoimi oczami - piękna. Najbardziej podoba mi się zdjęcie ostatnie, w błękicie.
Z drugiej opowieści o nagłym zalamaniu pogody - wszystkie. Krzysiek opowiada słowem, Ty zdjęciami.
Nieraz będziecie jeszcze tam wędrować w różnych warunkach.
Przyłączam się do wzniesienia pucharów za Wasze kolejne wędrówki.
Myśliwskie ambony na skrajach kaczawskich lasów stanowią dla nas smutny widok. Ja staram się nie ujmować ich na swoich zdjęciach.
UsuńDudziarza odwiedziliśmy ponownie i gdy zamieszczę mój opis zobaczysz jakie pokrętne były ścieżki naszych wędrówek.
I o pucharze, też będzie mowa, która Ciebie chyba zaskoczy
Te różane i głogowe stoki nawet na czarno-białych zdjęciach zimowych wyglądają ładnie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że znalazł się wtedy Twój but :-)
(…) Stoi pośród grona
Para, nad całą leśną gromadą wzniesiona
Wysmukłością kibici i barwy powabem:
Brzoza biała, kochanka, z małżonkiem swym grabem.
A dalej, jakby starce na dzieci i wnuki,
Patrzą siedząc w milczeniu: tu sędziwe buki,
Tam matrony topole i mchami brodaty
Dąb, włożywszy pięć wieków na swój kark garbaty,
(…)
(Cytat z trzeciej księgi dzieła Mickiewicza.)
Włożywszy pięć wieków na swój kark garbaty... Piękne.
Dziękuję, Janku.
Dobrze byłoby przeczytać Pana Tadeusza zwracając uwagę na opisy drzew i ogólniej – przyrody. Mógłby niezły tekst z takiego powrotu się zrodzić.
Dołożę starań, aby więcej nie gubić butów...
Usuń