Trwałem jeszcze w półśnie, gdy poczułem zapach świeżo mielonej kawy.
- Minęła szósta, pora wstawać - dobiegł do mnie miły, kobiecy głos.
Obudziłem się na dobre. W pierwszej chwili byłem zdziwiony miejscem mojego noclegu.
- Ach tak, razem z Krzyśkiem nocowaliśmy w Domku pod Orzechem, a teraz budziła nas Ania, jego gospodyni.
Ania krzątała się przy stole i przygotowywała śniadanie.
Nieco żeśmy się przy nim zasiedzieli, ale pokrzepieni wyśmienitym jedzonkiem i dobrym słowem wyruszyliśmy na naszą wędrówkę po Grzbiecie Kamienickim.
W części polskiej Góry Izerskie tworzą dwa równoległe do siebie pasma górskie:
Grzbiet Kamienicki i Grzbiet Wysoki.
W grzbiecie Kamienickim razem z Krzyśkiem zdobyłem:
Blizbora (712 m n.p.m.) Kamienicę (973 m n.p.m..) i wczoraj Tłoczynę (783 m n.p.m.)
Dzisiaj przez Zamkową Górę mieliśmy dojść na szczyt Sępiej Góry (828 m n.p.m.)
Domek pod Orzechem stoi na zboczu Kufla i po dojściu na jego szczyt zatrzymaliśmy się przy
tajemniczym obiekcie przypominającym obelisk.
Tworzy go czworokątny, drewniany słup zwieńczony różą wiatrów i latarnią. U podnóża zamontowane jest koło od zgrabiarki konnej. Tym kołem można ustawić obelisk w dowolnym położeniu według wszystkich stron świata.
Jedna ze ścian czworobocznego słupa posiada barwę żółtą i niebieską.
To nie jest symbol Ukrainy, to są barwy Śląska i Łużyc.
A co oznaczają barwy czarna i czerwona? Myślę, że one symbolizują Izerbejdżan.
Gdzie leży to państwo czy kraina?
Trzeba uważnie przyjrzeć się napisowi na jednej ze ścian słupa.
Interesujące
Zjawisko
Eskalacji
Różnych
Barwnych
Elemeledudków
Jagody (pięknie obrodziły)
Dodatkowo
Żadnych
Antypatycznych
Nudziarzy
(należy czytać duże litery - dopisek mój)
Deklaracja
Ustalająca
Powszechną
Antypodległość
(w skrócie wiadomo)
Niniejszym ustalamy,
iż Izerbejdżan
(IZERY - dopisek mój)
zwanym też
Wielkim Księstwem Izerskim
rozciąga się wokół niniejszego słupa.
(Kto nie wierzy - ten wiadomo)
Rozciąga się tak daleko,
jak daleko są nasi.
A że nasi są wszędzie
- no to wiadomo.
A komu to nie w smak
może nas cmoknąć
w niniejszy słup
(ewentualnie w deklarację).
Uśmiałem się serdecznie.
________________________________________
Później dowiedziałem się, że wołają na niego Riko. Ta psina bardzo często przyłącza się do wędrujących i towarzyszy im w ich wyprawach.
Gdy schodziliśmy z Kufla pies biegł przed nami. Powiedziałem do Krzyśka
- Chyba Ania powiedziała mu dokąd idziemy, gdyż on kieruje się w kierunku Zamkowej Góry.
Cholewcia, po kiego licha trzeba schodzić w dół, by później wspinać się na górę?
Krzysiek już się przyzwyczaił do moich dziwactw, ja muszę się zatrzymać i sfotografować napotkany strumyk, jakieś żyjątko, roślinkę czy kwiatek.
Krzysiek wie również, że do dziko rosnących kwiatów mam wyjątkową słabość.
Przed wieloma laty, wytrawny turysta powiedział mi, że w marszu pod górę należy przystanąć na chwilę i spojrzeć wstecz. Zgadzam się z nim.
Tam za nami pozostał Kufel, a za nim skrył się Domek pod Orzechem
Mgły powoli zaczęły się przerzedzać i zza chmur wyjrzało słońce. A my po zboczu Zamkowej góry podchodziliśmy coraz wyżej i wyżej.
Aniu i Darku - mieszkacie w pięknym otoczeniu. Zazdroszczę Wam!
Wkrótce dotarliśmy do ruin, które było kiedyś były pięknymi budynkami.
Trochę historii tego obiektu.
To był kompleks trzech murowanych piętrowych budynków - schronisko Kesselschloßbaude. W latach międzywojennych to miejsce cieszyło się popularnością wśród kuracjuszy, turystów i mieszkańców Świeradowa Zdroju (Flinsberg), którzy przychodzili tu na spacery (pół godziny drogi piechotą) i różne imprezy. Można było zostać na noc – placówka proponowała 30 miejsc.
A dziś tutaj walają się rupiecie, hula wiatr...
...i panuje obraz nędzy i rozpaczy.
A kiedyś ten obiekt wyglądał tak:
Po 1945 roku urządzono tu najpierw ośrodek kolonijny dla dzieci urzędników i pracowników Wojewódzkiej Rady Narodowej z Wrocławia. Później całość przejął Związek Harcerstwa Polskiego. Schronisko nazwano zameczkiem ze względu na legendarną budowlę, którą w wiekach dawnych miał tu wznieść Bolesław Kędzierzawy.
Harcerze byli na Kotlinie do końca lat 80. Zdali obiekt, bo ZHP nie było w stanie go utrzymać - wtedy (jak i dziś) ZHP nie miało milionów na remont.
W moich latach szkolnych należałem do harcerstwa i łza zakręciła mi się w oku.
Atrakcją była piękna sala jadalna z belkowanym sufitem oraz magiczne widoki.
Dzisiaj pozostały tylko rozsypujące się mury...
Na końcu podam linki do stron, z których pożyczyłem powyższe zdjęcia.
Ale widoki nadal są wspaniałe.
Wkrótce dotarliśmy do Skałki Zakochanych
Oczywiście, Riko też wszedł na piedestał.
A my byliśmy oczarowani mgielnymi widokami...
Widoki widokami, a my musimy iść dalej.
Wróciliśmy do znanego nam skrzyżowania dróg.
Riko zwabiony jakimś odgłosem pobiegł w stronę Kotliny, ale co chwilę się odwracał
i bacznie nas obserwował.
Krzysiek dał mu do obgryzienia kość z kurczaka i od tej pory, wdzięczna psina pilnie śledziła
każdy jego krok.
Z tego miejsca mieliśmy parę kroków na szczyt Zamkowej Góry.
Kesselberg – niemiecka nazwa góry – ma dwa znaczenia, bo Kessel to w znaczeniu geograficznym zarówno kocioł jak i kotlina. Na Krzyśka mapie góra jest oznaczona jako Zamkowa Góra. Taką też nazwą posługują się gospodarze Domku pod Orzechem. Ja również przychylam się do tego miana.
W jednej, wspólnej z Krzyśkiem wędrówek, dowiedziałem się od niego, że srebrna narośl
na drzewach to nie jest choroba roślin.
To są porosty, które świadczą o wyjątkowej czystości powietrza. Podróże kształcą - to prawda!
Koń mechaniczny (KM) by się uśmiał widząc taki drogowskaz.
A my też się uśmiechaliśmy, ponieważ do szczytu pozostało tylko 0,6 km.
Często widzę Krzyśka w takiej pozycji...
… wtedy milknę i cierpliwie czekam. On o czymś rozmyśla. Nie chcę tego czegoś zmącić...
Przed szczytem Sępiej Góry Riko pomknął jak strzała w kierunku punktu widokowego.
Kto na tym zdjęciu go widzi?
Dlaczego tę górę Komisja Ustalania nazw Miejscowych nazwała Sępią Górą?
Niemiecka nazwa tej góry (Geierstein) nawiązywała do kształtu skałek na szczycie,
które oglądane pod pewnym kątem przypominają dziób drapieżnego ptaka - orła, myszołowa, jastrzębia czy krogulca. Każdy wie, że sępy w Polsce nie występują. Ale nazwa została.
Skałki na szczycie w swoim składzie zawierają dużo kwarcu. W pełnym słońcu błyszczą z daleka
i dlatego zostały nazwane Białym Kamieniem.
Dzisiaj jest niedziela, więc ruch na górze jest spory i trzeba poczekać z wejściem na szczyt.
Każdy ma swoją chwilę.
Przed nami odsłonił się widok na Stóg Izerski ( 1 105 m n.p.m.) i Świeradów Zdrój.
Zaczęliśmy się rozglądać po okolicy.
Czy widzicie, tam na horyzoncie, obłoki pary?
Tak daje znać o sobie Elektrownia Turów w Bogatyni.
Świeradów Zdrój jest u naszych stóp...
Spójrzmy nieco szerzej...
Po zejściu ze skałek z żalem stwierdziliśmy nieobecność Rikiego. Później dowiedzieliśmy się
od Ani, że piesek przyłączył się do grupy schodzącej do Świeradowa Zdroju.
A tam ten ancymon jest dobrze znany. Zadzwoniono do właściciela pieska, który musiał po niego pojechać (i to nie pierwszy raz).
Koniec widoków, drogą przez las wracamy do Domku pod Orzechem.
Prosto do domu? Kto, my? My zrobimy skok w bok!
My pójdziemy odwiedzić Sępika i Kamień Zofii. Na górze pytaliśmy turystów o te skałki, ale nikt nie mógł nam wskazać ich lokalizacji. Byliśmy skazani na siebie.
Miałem dokładniejszą mapę i byłem przekonany, że ta ścieżka doprowadzi nas do celu
Droga jest ładna i chyba zaprowadzi nas do celu...
Krzysiek co chwilę spoglądał w prawo, gdzieś tu muszą pojawić się skałki.
I pojawiły się . To był Sępik.
Ten widok kojarzył mi się ze stertą gruzu wywaloną przez ogromną wywrotkę.
Ooo, następne skałki. Tu kiedyś była platforma widokowa.
Należy utrwalić urocze chwile.
Wykuty na skale napis głosił że to jest: Grafin Sophien Stein - Kamień Hrabianki Zosi
To był kiedyś często odwiedzany punkt widokowy.
Dzisiaj tutaj tłumów nie ma. I tak jest dobrze. Cieszyliśmy się z faktu dotarcia do tego miejsca,
jak dzieci...
Piękny widok...
...Stóg Izerski, jak na dłoni...
Czas pożegnać skałki.
Z żalem opuszczaliśmy to miejsce
Wygodną, biegnąca po poziomicy leśną drogą wyszliśmy na szlak.
Można na chwilę odsapnąć przy zbiorniku przeciwpożarowym.
Kilka chwil później staliśmy na skrzyżowaniu dróg na zboczu Zamkowej Góry.
Widok był odmienny od oglądanego rano.
Przed nami jeszcze zejście z Zamkowej Góry i podejście na Kufla.
Już dzisiaj mówiłem. Po kiego licha schodzimy w dół, a później podchodzimy pod górę?
Sam się dziwię...
...Jeszcze tylko brzozowy zagajnik...
...jeszcze tylko kilka kroków...
... jeszcze tylko parę machnięć kijkami...
...Hej, kózki! Jak się macie?
Czy wiecie, że Wasz Pani wyrabia smakowite kozie serki?
Darek przywitał nas wiadomością o narodzinach ich drugiej wnuczki. Nasze gratulacje!
Z doświadczenia wiem, że wnuki (wnuczki) kocha się bardziej dojrzale niż własne dzieci.
C'est la vie - takie jest życie!
A później był obiad. Moim skromnym zdaniem, gwoździem programu była zupa krem z dyni.
Trudno mi wyrazić słowami wrażenia tamtego dnia. Pomimo serdecznej gościnności gospodartzy Domku pod Orzechem musieliśmy wracać do siebie, do szarości dnia.
Aniu, Darku jesteście WSPANIALI!
_____________________
A tak przedstawiała się nasza wyprawa na Sępią Górę i jej okolice
To były urocze chwile...
PS Użytkownicy Facebooka mogą zajrzeć do Domku pod Orzechem w Gierczynie,
a trzy przepisy Ani na jej zupę krem z dyni znajdziecie tutaj . Smacznego!
Dodam, że jeżeli ktoś szuka niekonwencjonalnych przepisów, to niech wpadnie do Ani bloga
A o Ani i Darku tak pisze Izerski Włóczykij:
Ania zbiera zioła, owoce, leśne skarby i tworzy z nich cuda, które co jakiś czas można kupić na lokalnych targach rolnych.
Darek, mąż Ani zawsze ma coś do roboty na podwórzu lub w chatce.
Ja dodam od siebie, że Ślubny wędzi smakowite kozie serki.
______________
Archiwalne zdjęcia byłego schroniska na Zamkowej Górze można zobaczyć na stronie: Fotopolska
oraz Polska - Org
* * * *
Dziękuję, Janku, za miłe słowa. Zdjęcia i opis Waszej wędrówki są piękne.
OdpowiedzUsuńJakie wspaniałe zdjęcia. Jestem pod wielkim urokiem. Nie mówiąc o widokach, co o zawrót głowy doprowadzają. Piękne są Izery i okolice, nie tylko Karkonosze. Szczególnie zagajniki brzozowe mnie wzruszyły, zawsze jestem zakochana w brzozach. Pozdrawiam serdecznie. A blog Ani śledzę regularnie.
OdpowiedzUsuńZakochana w brzozach? Tok tak samo jak Krzysiek i ja. Widok brzozy budzi we mnie zawsze pozytywne emocje.
UsuńJanku, więcej napiszę wieczorem, teraz tylko sygnalizuję swoją obecność.
OdpowiedzUsuńNo, to tajemnica kolorów na słupie-obelisku rozwiązana:-)
OdpowiedzUsuńPiszecie z Krzysztofem o tych samych miejscach, ludziach, o wspólnym wędrowaniu, ale Wasze wpisy różnią się, każdy odbiera świat inaczej, i to jest właśnie piękne; pozdrawiam serdecznie.
Właśnie, to jest piękne.
UsuńJanku, po zdarzeniach przeżytych od naszej gościny w Domku pod Orzechem, wydaje mi się tamten weekend tak bardzo odległy, jakby miesiące minęły. Wtedy była jeszcze jesień, troszkę kolorów na drzewach, pracowałem niedaleko, a teraz jestem w tych zimowych Kielcach, jakże daleko od Sudetów, wędrówek i naszych gierczyńskich gospodarzy!
OdpowiedzUsuńZapewne nie zgadłbyś, jaki smak teraz mi się przypomniał. Zachciało mi się spróbować trunku, jakim nas częstował Darek. Obaj nic nie napisaliśmy o tym jeszcze jednym smaku domu Kruczkowskich. To zaniedbanie z naszej strony.
Oglądając Twoje zdjęcia, odruchowo porównuję je do swoich, no i wiesz, jak je widzę. Kolory, zwłaszcza przy słabym oświetleniu, u Ciebie są spokojniejsze, bardziej naturalne, u mnie widać nadrabianie programem graficznym niedostatków matrycy i szkieł.
Bardzo podobają mi się zdjęcia z daleką perspektywą, na których widać też coś bliskiego. Na przykład zdjęcie o numerze kolejnym 45, zrobione ze szczyty Sępiej Góry. W dole malutkie domki miasteczka, a blisko wyraźnie widoczne szczyty świerków. Albo zdjęcie 60 zrobione ze Skały Zofii: też są na nim świerki, ale i widać ogrom Stogu Izerskiego. Kawał góry! A u jej podnóża urocza polanka z kilkoma świerkami. Widzisz ją? Czyż nie kusi swoim wyglądem?
Nierzadko specjalnie tak się ustawiam, żeby w kadrze mieć takie połączenie bliży i dali, jak na tych zdjęciach.
Droga w dół do Sępika robiła wrażenie. Te mchy i krzaki jagód tworzące grube, zielone poduchy – takich w moich górach trudno znaleźć.
„… Może nas cmoknąć w niniejszy słup.” – napisano na słupie. Dobrze! :-)
Janku, miło mi było wrócić w strony Anny i Darka, do tamtego dnia. Dziękuję Ci.
Krzysiek, wracam do tamtych dni i ciągle przeglądam zdjęcia. I ciągle mi mało.
OdpowiedzUsuńKrzysiek, Ty mówiłeś o różnicy widoków w Górach Izerskich i Górach Kaczawskich.
I wtedy wpadłem na pomysł, aby odległy widok przybliżyć. I odpowiednio wykorzystałem zoom obiektywu mojego aparatu. Później byłem bardzo zadowolony z uzyskanego efektu. Powiedziałem sobie, że tę właściwość optyki mojego Nikosia będę częściej wykorzystywać.
"...Można też cmoknąć w deklarację..." (Krzysiek, przeczytaj pierwsze litery tekstu deklaracji)
Napisu na słupie nie mogłem przeczytać w okularach, które miałem na nosie, a kiedy zobaczyłem na ekranie telefonu, co on widzi, uznałem, że widzi tyle co ja albo i mniej. Tak więc tekst deklaracji poznałem dopiero tutaj, u Ciebie.
UsuńPierwsze litery? Myślisz o… dupie? Ciekawe, czy przypadkowo tak wyszło autorom, czy celowo tak zestawili słowa. Raczej celowo, sądząc po dalszych słowach.
Najbardziej podobają mi się ich komentarze: „no to wiadomo”, „ten wiadomo”, no i oczywiście to cmoknięcie.
W słup, albo we wcześniej wymienioną dupę. Fajne.
Zupę z dyni w wykonaniu Aniu zjadłbym. Koniecznie z ziarnami. One spowodowały, że ta zupa nie była homogenizowanym kremem, a miała wyrazistość.