czwartek, 26 października 2017

Rudawy Janowickie. Szarości, barwy i zaklinanie deszczu

2017-10-22

Idzie dysc, idzie dysc, idzie sikawica
Uleje, usiece, uleje, usiece Janickowe lica...

    Siedzieliśmy w kabinie samochodu zaparkowanego w Strużnicy, a ja w myśli powtarzałem słowa góralskiej piosenki o ulewie. W blachy busa dudniły krople deszczu, które swoim bębnieniem chciały nas zatrzymać w ciepłym wnętrzu.  Gdy po kilku chwilach wysiedliśmy z samochodu, stwierdziliśmy, że te opady nie są groźne i nie odwiodą nas od zaplanowanej na dzisiejszy dzień wędrówki.

  
    Poszliśmy drogą oznaczoną zielonymi znakami  w kształcie dużych kropek na drzewach. Szlak wiódł zakosami zboczem Świniej Góry i przechodził obok interesujących nas skał oraz nieczynnego kamieniołomu na stoku Lwiej Góry. Gwoździem programu naszej wędrówki miała być skała, która swoim kształtem przypominała ogromnych rozmiarów pręgierz.
W ubiegłym roku, na jednym z blogów przeczytałem, że jest to szlak rowerowy. I tak,  wierząc komuś na słowo, powiedziałem Krzyśkowi.
Podróże kształcą wykształconych. Przekonałem się o tym, na drugi dzień po naszej wędrówce, kiedy wspominałem naszą włóczęgę i przeglądałem mapy Rudaw Janowickich.
Wspomniany blogger popełnił błąd, który ja powieliłem. To nie była ścieżka rowerowa, lecz szlak konny.
Och, ja gapa. Ścieżki rowerowe są oznaczane innymi symbolami. Człowiek się uczy na własnych pomyłkach.

Gdy w domu przeglądałem mapę, stwierdziłem, że pętla naszej wędrówki nie była imponująca, chyba nie przekraczała dziesięć kilometrów.  Lecz nasze dreptania wokół napotkanych skał, odchodzenia od nich i oglądnie ich z różnych stron, sprawiły, że przeszliśmy dłuższy dystans.

Krzysiek i ja pierwszy raz szliśmy tym szlakiem. Byliśmy ciekawi drogi, często przystawaliśmy i rozgladaliśmy się po okolicy.






























Świerkowy las jest mroczny, monotonny i sprawia smutne wrażenie.
Las liściasty tchnie radością i mieni się kolorami.












Nieopodal naparstnicy purpurowej zrobiliśmy sobie przerwę na małą herbatkę.

Gdy wyjmowaliśmy termosy z plecaków, deszcz zelżał. Zanuciłem pod nosem

Nie lej dyscu, nie lej, bo cie tu nie trzeba



Obejdź góry lasy, obejdź lasy góry, nawróć się do nieba...

Zaklęcie podziałało i deszcz przestał padać.
- Dzisiaj już opadów nie będzie - powiedziałem i schowaliśmy peleryny do plecaków.

Na prawo od szlaku, ponad drzewkami dostrzegliśmy grupę skał i zaczęliśmy w gąszczu szukać

do nich przejścia.




Kilka chwil przedzieraliśmy się przez zarośla i gdy wyszliśmy na otwartą przestrzeń,  na moment zamarliśmy w bezruchu, a po paru sekundach zrobiliśmy użytek z naszego sprzętu.










Kamienny Krąg - tak nazwane zostało to miejsce.
Ta grupa skał nosi również miano:  Diabelskie Skały lub Diabelski Kościół (Diabelski Zbór).
Dlaczego takie szatańskie nazwy?
W XVII wieku ewangelikom z okolicznych wsi odebrano kościół w Karpnikach, wtedy oni zaczęli odprawiać swoje nabożeństwa właśnie w tym miejscu. Miały one charakter poufny i utajniony, a inni mieszkańcy nazywali je diabelskimi.
Spory religijne nie leżą w kręgu moich zainteresowań i dlatego będę używać nazwy Kamienny Krąg.

Z nazwami skał w Rudawach Janowickich jest trochę zamieszania, ponieważ wspinacze skałkowi używają swojego nazewnictwa i niejednokrotnie powstają zabawne pomyłki.

Nie przejmujmy się tym.  Krzysiek i ja w Kamiennym Kręgu bawiliśmy się dobrze.








Pobawmy się nieco nazwami.

Ta skała to:




Dziad,

a ta to:



Kiklop.

A ten blok skalny przywodzący na myśl ogromny pręgierz, według nieoficjalnych źródeł,



w przeszłości miał nieco dłuższą nazwę, ale z biegiem czasu gdzieś przepadła jedna litera...
... i został tylko Enis.

W górach, na pierwszy rzut oka, ocena odległości i kształtów bardzo często doprowadza do fałszywych wniosków.

Z Kamiennego Kręgu spojrzałem w kierunku dwóch bliźniaczych pagórków i stwierdziłem że to jest Krzyżna Góra i Sokolik. A jak nazywa się spory stożek, który ukrywa się za gałęziami drzewa?



Spojrzałem w tamtym kierunku z innego miejsca i nieśmiało powiedziałem, ze to chyba Skalnik.


Po paru minutach gdy podeszliśmy wyżej jeszcze raz spojrzałem w tamtym kierunku.
Gdzie Rzym, a gdzie Krym?  Tak stwierdziłem w skrytości ducha i wykrzyczałem do towarzysza mojej wędrówki.
- Krzysiek, ale się pomyliłem!  Patrz, ten stożek to nie jest Skalnik!. To jest Krzyżna Góra,



a obok niej zza wzniesienia wystaje Sokolik z charakterystycznymi skałkami na szczycie.
A tamte mniejsze pagórki po lewej, to Małe Sokoliki - Browarówka i Rudzik.
Prawda, ze podróże kształcą?

Pożegnaliśmy Kamienny Krąg


i poszliśmy w kierunku szczytu Lwiej Góry.





Ta skała to chyba Obła (a może Mnich Strużnicki?).

Poszczególne wydawnictwa na wydawanych przez siebie mapach umieszczają skałki tylko orientacyjnie i  bardzo często nie nadaje im nazw. Dlatego turyści mają trudności w ich lokalizacji.

Wspinacze skałkowi na swoim portalach,  podają współrzędne GPS, ale tylko tych obiektów, które oni odwiedzają i tym skałom nadają swoje przezwiska.

Krzysiek przeglądał mapę a ja poszedłem nieco wyżej w poszukiwaniu ścieżki.


Kiedy się obejrzałem, zauważyłem niewielki obłoczek mgły, który przesunął się za nim.


On chyba niczego nie zauważył.


To chyba jakaś Purchawka,




która upodobała sobie towarzystwo mchów.

Ot, czort karty rozdaje. Przy drodze do Piekliska  odwiedziliśmy grupę skalną Czartówka.





Whaaauuu!!! Drugi raz w tym dniu rozległo się  w Rudawach Janowickich.


To był Krzyśka i mój okrzyk na widok Skalnego Mostu.


Zastanawialiśmy się,  kto zaklinował ten skalny blok pomiędzy dwoma filarami.


Chyba ta skalna belka nie spadła z nieba?

Wystarczy daną bryłę skalną obejrzeć z różnych stron, aby zobaczyć odmienne kształty.






A tu jakiś przedpotopowy stwór.


Krzysiek nazwał go Kamiennym Kurczakiem.

Na tym ujęciu ta bryła skalna nie wygląda zbyt imponująco,



poczekałem chwilę i gdy Krzysiek stanął w jej pobliżu...


skała nabrała nowego wymiaru.

Gdy ruszyliśmy w dalszą drogę, na pożegnanie ukłoniła się nam


naparstnica purpurowa.

__________________________________________


Pieklisko to nieczynny i opuszczony kamieniołom.







Z krawędzi urwiska otwiera się widok aż po Karkonosze z jej Królewną Śnieżką









Spróbowałem Krzyśkowej herbaty,


miała odmienny smak.

Przebijające się przez chmury słońce urządziło dla nas mały spektakl.






















Gdy opuszczaliśmy to miejsce, spojrzałem na dno kamieniołomu wypełnionego wodą


Ten stawek nazywany jest Brunatnym Jeziorkiem

___________________________________________________

Starościńskie Skały na Lwiej Górze





W XIX wieku księżna Maria Anna Amalie von Hessen-Homburg właścicielka Karpnik stworzyła romantyczny park krajobrazowy, do którego zostały włączone Starościńskie Skały.
Wtedy jedna ze skał ozdobiona została napisem Mariannenfels - Skała Marianny.


Po miedzianych literach pozostał tylko ślad...

Ale punkt widokowy trwa nadal



A z niego można podziwiać z jednej strony Rudawy Janowickie


a z drugiej strony widoczne są również Góry Kaczawskie i Karkonosze



Sokoliki zawsze przyciągały mój wzrok...


Po zejściu ze szczytu powałęsaliśmy się pomiędzy fantazyjnymi formami skalnymi.


































_________________________________________________________ 

Ze Starościńskich Skał zeszliśmy w stronę Rozdroża pod Jańską Górą niebieskim szlakiem,  a z niego weszliśmy na szlak żółty prowadzący do Czartaka w Czarnowie. Tym szlakiem poszliśmy do Strużnicy, po drodze odwiedzając kilka skałek.


Symbol szlaku, składający się z kreski i kropki na białym tle, oznacza początek (lub koniec) trasy

Przez pozostałą część drogi szliśmy z górki.


Jak to w życiu, kilka razy pod górę, a raz z górki.

Gęsty, świerkowy las, szczególnie w pochmurne dni, jest mroczny i zda się pełen tajemnic.


Słońce, nawet niepozorne, daje dużo radości.



















Jeszcze parę zakrętów i wyjdziemy na prostą...



Pełni wrażeń dochodziliśmy do Strużnicy,


ale jeszcze zrobiliśmy mały skok w bok...


- Widok, jak w Górach Kaczawskich - powiedział Krzysiek



















____________________________________

Gdy już wyjechaliśmy za Janowice Wielkie, Krzysiek zatrzymał na chwilkę swój pojazd,


a ja skorzystałem z jego uprzejmości i wyskoczyłem na niewielką łąkę...

...aby oczami popieścić Biuścik Sudetów...
 
 
_________________________________
  

Z Krzyśkiem na tej wędrowce byłem, jego herbatę piłem, a co widziałem tutaj opisałem.


Krzysiek przysłał mi zdjęcia z podpisami :
 _____________________________________________________________________________

- Janek przy Enisie


 __________________________________________________________________________

- Janek na Pieklisku


_________________________________________________________________________

- Janek na Starościńskich Skałach




Wszystkie ujęcia są świetne, a najbardziej podoba mi się ostatnie.


*    *    *    *
 
 

6 komentarzy:

  1. Janku, u Ciebie kolory są naturalniejsze, ale najbardziej zazdroszczę widzenia przez Twój aparat dali. Mój jej nie widzi, rozmazuje ją na niebiesko, ślepota biedronkowa. Jak widzę, i Twoją uwagę zwróciła kolorowa gałąź na tle niemal czarnych świerków. Niezapominajki urocze i bardzo ujmujące, a krople wody na bukowych gałązkach są śliczne. Takie krople zawsze mi się podobają, wiele razy fotografowałem je, ale ślepota biedronkowa zawsze ustawia ostrość na dalsze tło. Próbowałem podsuwać mu dłoń dla ustawienia ostrości, czasami to pomaga, ale znowu często nie zgadza się jasność.
    Bawiliśmy się. Tak, na przykład wzajemnym robieniem sobie zdjęć, albo męskimi fantazjami na temat wiadomej skały :-)
    Zdjęcie Kiklopa wyszło Ci super! Wypisz wymaluj Kiklop :) Pasuje mi brzozowa gałązka w górnej części zdjęcia, ożywia je i urozmaica.
    Tej punktowej mgiełki faktycznie nie zauważyłem. Wygląda dziwnie, bardziej jak zabrudzenie obiektywu, niż mgła. A ta skała po sąsiedzku to chyba byłaby Obła – jak sądzisz? O, o! Purchawka! Wielka purchawa, więc dobrze zrobiliśmy, że nie naciskaliśmy jej.
    Ten Kamienny Kurczak jako żywo przypomina skulone zwierzę. Ma łeb i wyraźne przednie łapy, a brzuchol taki, że zjadłoby nas jednym kłapnięciem dzioba.
    Pamiętam te niewielkie skały o pionowych ścianach, przykryte kamienna czapką. Na Twoim zdjęciu, ze mną u podstawy, skały wydają się większe. Ładne skały.
    Z Piekliska robiłeś zdjęcia Karkonoszom, na jednym z nich widać Śnieżkę na pół zasnutą chmurami, a niżej polanka wśród lasów, jako jedyna oświetlona słońcem. Ciekawy widok.
    Niżej jest zdjęcie słońcem oświetlonej ładniutkiej brzózki, właśnie takiego zdjęcia mi brakowało do zobrazowania mojego tekstu.
    Wiesz, las świerkowy w chmurny dzień faktycznie wygląda ciemno i surowo; wydawać by się mogło, że jest się w głuszy bardzo daleko od domu, ale mnie się podoba taki las i wrażenie, jakie budzi. Jakbym był na wielkiej wyprawie w dzikich okolicach, a jestem o pół godzinki od szosy i ludzi.
    Widzę to zdjęcie, które robiłeś mi po nakazaniu zatrzymania się. W pierwszej chwili nie wiedziałem dlaczego mam zatrzymać się i jeszcze nie odwracać. :-) Te wieczorne niebo z czerwonawymi mazami też ładnie wyszło na zdjęciach. Już po dniu, zbliża się noc, tylko na niebie ostatnie śladu jasności i słońca…
    Na ostatnie zdjęcie z tych ode mnie ja też zwróciłem uwagę. Dopiero na nim widać, w jakim miejscu, na jakiej skale stałeś, no i jest na nim co trzeba: kolory jesieni, skały, dal i w nią zapatrzony Janek.

    Dziękuję, Janku, za kolejny wspólnie przeżyty dzień.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Krzysiek, ja jeszcze raz Ci dziękuję za wspaniałe chwile. Jest co wspominać i o czym opowiadać.

      Usuń
    2. Janku, wniosek z tego naszego szwendania się wśród janowickich skał jeden: nawet gdy zapowiadają niezbyt ładną pogodę, iść, nie siedzieć w domu. Szkoda dnia i nie przeżytych wrażeń!

      Usuń
    3. Nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednio ubrany turysta

      Koziorożec

      Usuń
  2. Byłam z Wami panowie i bardzo dziękuję, wrażenia niesamowite.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, za Krzysztofem duchy się snują:-)
    Wyprawa piękności, widoki niezwykłe, a skały ... słów mi brak, żeby nazwać, określić ich urodę; już u Krzysztofa napisałam, że czekają na nas, kiedy? nie wiem, przy jakiejś okazji festiwalowych wyjazdów pewnie; daleko tam do nich:-)
    Pierwszy raz zobaczyłam naparstnice w naturze właśnie w Sudetach, myślałam, że jakieś odkrycie zrobiłam, fotografowałam je z każdej strony na Biskupiej Kopie, a tu się okazało, że one takie zwyczajne w tych górach, bo u nas to tylko w ogrodzie:-)

    OdpowiedzUsuń