poniedziałek, 16 października 2017

Góry Kaczawskie. Nieśmiałe kolory jesieni i... Mały Jubileusz

2017-10-08

Carpe diem - dwa słowa, stanowiące naczelną dewizę Horacego...
Dwa słowa, dosłownie znaczące "chwytaj dzień"...
Dwa słowa mogą też oznaczać: "chwytaj chwilę"...

Carpe diem - pomyślałem w momencie, gdy zobaczyłem Krzyśka podchodzącego zboczem "Dębowego Wzgórza" i natychmiast nacisnąłem spust mojego Nikosia.


Ale po kolei...

_________________________

    We wtorek zadzwonił Krzysiek z propozycją niedzielnej włóczęgi po Górach Kaczawskich. Portale pogodowe  nie zwiastowały pomyślnej aury na weekend i w piątek Krzysiek pytał mnie,  czy nie zrezygnowałem z wypadu. Nie zrezygnowałem.

    Sprawy zawodowe mojego cicerone sprawiły, że nie widziałem się z nim przez siedem miesięcy i lekko stremowany czekałem na jego przyjazd. Uśmiech Krzyśka, jego powitanie  i wymiana kilku zdań sprawiły, że moje onieśmielenie gdzieś zniknęło. Miałem wrażenie że od naszego poprzedniego spotkania minęło zaledwie parę dni, a nie kilka miesięcy.

   Już wstał dzień,  gdy minęliśmy Ostrzycę Proboszczowicką , przecięlismy Dzwonkową Drogę.
i dojechaliśmy do Bystrzycy w Górach Kaczawskich.
Gdy wyszliśmy już za ostatnie zabudowania wioski,  Krzysiek pogmerał w swoim plecaku i podał mi niewielkie zawiniątko.
- Do dla Ciebie,   na powitanie - powiedział.
Och ja gapa, nie pomyślałem o podobnym geście. W myślach zrugałem samego siebie i chyba się zarumieniłem.
- W zamian ja zrobię Ci dużo ładnych zdjęć - odpowiedziałem i  bezradnie rozejrzałem się po otoczeniu.  Jakby w oczekiwaniu, że skądś nadejdzie jakaś pomoc.
- Warunki do fotografowania nie są najlepsze, ale ja wycisnę z mojego sprzętu ile tylko będę mógł - powiedziałem do siebie w myślach.

    Krzysiek poprowadził mnie jedną z kaczawskich dróg. Szliśmy niespiesznie, często przystawaliśmy i rozglądaliśmy się po okolicy. Domyślałem się, że zdążamy do niewielkiego wzniesienia porośniętego kępą drzew.








 
Dębowe Wzgórze, jak je nazwał Krzysiek, nie grzeszy wysokością, ale widoki roztaczające się


z jego zbocza przyciągają wzrok.
















 
Gdy już nasyciliśmy nasze oczy widokami, z ociąganiem ruszyliśmy w dalszą drogę.



Jesienna Pani, z pewną dozą nieśmiałości, zaczęła  swoje dzieło.



Chodziłem kiedyś po Karkonoszach, zwiedziłem Izery, Góry Stołowe i Rudawy Janowickie. Byłem również przypadkiem w Tatrach i zwiedziłem okazyjnie cząstkę Gór Opawskich. Każde z tych miejsc posiada swój charakter. A teraz przekonałem się, że Góry Kaczawskie są doskonałym terenem na niespieszną włóczęgę o każdej porze roku.  Wystarczy przejść niewielki odcinek jakąś drogą, miedzą czy skrajem łąki by za jakimś zakrętem czy pagórkiem rozkoszować się bardzo ciekawym widokiem.
Góry Kaczawskie mają też jedną wielką zaletę - nie ma tutaj tłumów pędzących przed siebie.
Ale, jest tylko jedno ale, ale o tym będzie później.



















To wzniesienie nazwałem w myślach "Modrzewiowym Pagórkiem"


Pod krzakiem dzikiej róży, jakich wiele w Górach Kaczawskich, zatrzymaliśmy się na małą herbatę i podziwianie następnych widoków.









Usta milczą, dusza śpiewa...
...Usta milczą, pieśń rozbrzmiewa...




Powoli się zwijamy i będziemy iść w stronę Bystrzycy.



Do wioski wracaliśmy inną drogą przechodząc przez zbocza Księżej Góry.








Widoki nieco pojaśniały i przez chwilę miałem wrażenie, że niebo się rozpogodzi,


ale po paru minutach napłynęły ciemniejsze chmury i okolica poszarzała.




_________________________

Krzysiek zostawił samochód na skraju wsi Modrzewie i poszliśmy drogą w kierunku Tarczyna.
Na rozwidleniu dróg obok kamienia rosły piękne muchomory. Przytulały się do siebie, 


chyba bardzo zmarzły. A może czuły się samotne i opuszczone?
Zaczął padać deszcz i  chwilę postaliśmy spod okazałym krzakiem leszczyny z nadzieją na ustanie opadów. Ale uznaliśmy, że pogoda nie ma zamiaru ulec poprawie i w dalszą drogę poszliśmy  w nawleczonymi na nasze kurtki pelerynami.

Chwilę postaliśmy w miejscu, które przed rokiem uznaliśmy za warte postawienia domu.
Wtedy włóczyliśmy się trasą W okolicy Babińca


Krzysiek w leśnej gęstwinie odnalazł drogę wiodącą do dzikiego jaru, ale zatrzymały nas grzyby.
Na skraju lasu znaleźliśmy prawdziwka i parę kozaków. A później na środku leśnej drogi pojawił się On.
Najprawdziwszy prawdziwek - okaz nad okazy.


Wyjąłem aparat z plecaka i wykonałem małą sesję zdjęciową.






Deszcz padał i padał, aparat spoczywał w plecaku, a my przeszliśmy niewielki odcinek brzegiem dzikiego jaru. Miejsce jest pełne uroku i uznałem, że warto je odwiedzić kiedyś ponownie w lepszych warunkach pogodowych. Nastrój chwili zmąciło kilku chłopaków, którzy na swych motocyklach crossowych urządziło sobie rajd po spokojnym lesie.
Ryczące w lasach motory, to zmora Gór Kaczawskich.

Gdy siedzieliśmy już w samochodzie, a Krzysiek popijał kawę, na chwilę zza chmur wyjrzało słońce.
Chwyciłem za aparat i pobiegłem na pobliską łąkę ogrodzoną elektrycznym pastuchem.

Wiecie co to jest prąd elektryczny?
To taka siła, co was kopnie, a której wy nie możecie oddać.
Pastuchowi nie mogłem oddać, ale to nic. Miałem, moim zdaniem, ciekawe ujęcie






_________________________

Gdy dojechaliśmy do Nielestna, znowu zaczęło padać.  I ponownie musieliśmy założyć peleryny.
Krzysiek powiedział, że odwiedzimy jedno urocze miejsce na przełomie Lipki.
Szliśmy przez mokre od deszczu gąszcza.
- Idziemy jak przez dżunglę - pomyślałem.
Po chwili okazało się, że moje porównanie było trafne.


Gdy zobaczyłem to miejsce, miałem wrażenie, że uczestniczymy w jakiejś naukowej wyprawie przez tropikalny las i niespodziewanie trafiliśmy na ruiny tajemniczej budowli, postawionej przed wiekami przez nieznaną nam cywilizację.












To chyba jakaś dawna świątynia...

A u jej bram pojawił się medytujący mnich z tajemniczymi akcesoriami w swych dłoniach.


Ów mnich przerwał medytacje, odwrócił się w moją stronę i obdarzył mnie swym zniewalającym,


pełnym radości uśmiechem.

Następnie mnich spojrzał na skały u swych stóp i trzymanymi w lewej dłoni akcesoriami


postukał w kamień trzy razy...

O dziwo, deszcz przestał padać.  Spojrzałem do góry. Wystający element skały wyglądał jak...



...gargulec

Zza chmur wyjrzało słoneczko i otaczające nas zarośla pojaśniały.


Ruszyliśmy w drogę powrotną.

Zarośla rosnące nad brzegami Lipki ozdabiał niecierpek brodawkowaty, zwany również niecierpkiem himalajskim lub niecierpkiem  Roylego (Impatiens glandulifera Royle).


Nazwa rodzajowa Impatiens – znaczy niecierpliwy, została nadana tej roślinie ze względu na charakterystyczną cechę dojrzałych owoców. Bowiem one energicznie pękają nawet przy najlżejszym dotknięciu lub powiewie wiatru i wyrzucają nasionka na duże odległości.

W języku angielskim roślina nazywana jest hełmem policjanta ze względu na kształt



rozdętej działki kielicha kwiatu.

_________________________

Dochodziła godzina szesnasta, gdy z kieszeni wyjąłem kartkę,  na której zapisałem  orientacyjną prognozę pogody przewidywaną przez zaufany portal. Zachód słońca nastąpi za dwie i pół godziny, a niebo ma być pozbawione deszczowych chmur.


Raźno przeszliśmy skrajem niewielkiej łąki i rozpoczęliśmy niewielki podejście zboczem Dworów.


W prześwicie między drzewami rozpoznałem Górę Zamkową we Wleniu.


Na szczycie tej góry stał zamek, a teraz pozostała po nim tylko wieża, która chyli się ku ruinie.
Przed paroma laty z jej szczytu podziwiałem widoki roztaczające się na Góry Kaczawskie, Izery i na Karkonosze.

Na kolejnej łące zboczyliśmy  w stronę brzózek, w nadziei znalezienia tam grzybów.







Słońce przygrzewało i zaczęliśmy rozpinać swoje kurtki, a grzybów nie brakowało...


Wszystkie grzyby są jadalne...


...ale niektóre tylko jeden raz w życiu.
  
Ten brunatny podgrzybek spowodował...



... szybsze bicie mojego serca.

- Tutaj coś zobaczysz - powiedział Krzysztof, i miał rację. Niewiele mówiłem i tylko patrzyłem.


 
W oddali rozpoznałem charakterystyczny stożek Stromca.


Krzysiek o czymś rozmyślał...


...i coś szukał po kieszeniach...


A ja poddałem się nastrojowi chwili



 
Kruk... kruk... rozległo się po prawej. Tak swoją obecność ogłaszał czarny ptak o lśniących


piórach.

W słońcu połyskiwały nieśmiałe kolory Jesiennej Pani.


Wracaliśmy przez cichy i spokojny las, w którym pozostałości dawnego kamieniołomu



swoim kształtem przypominały jakiś bunkier.





 
Niebawem na swej drodze spotkaliśmy opieńki i wtedy dla Krzyśka wszystko inne straciło swoje


znaczenie.

Krzysiek wypatrywał grzybów i opowiadał mi pewną historię..


...a ja słuchałem i jednocześnie chwytałem uroki chwili swoim Nikosiem






Carpe diem!

Chylące się ku zachodowi słońce pięknie oświetlało górską łąkę.

Krzysiek buszował w pobliskich zaroślach w poszukiwaniu grzybów, spojrzał na zachód i stwierdził, że nie będzie swoim aparatem robić zdjęć.
- A ja będę próbować - odpowiedziałem. I tak też zrobiłem.

- To prawda, słońce jest najbliższą i najmilszą nam ziemianom gwiazdą -


tak powiedziałem do siebie, gdy w domu oglądałem to ujęcie.

- Zachodzące słońce na las przed nami rzucało miedzianą pozłotę -


chyba tak powiedział Krzysiek.

Słońce już zaszło, gdy dochodziliśmy do zabudowań Nielestna.



 ________________
  
Gdy wsiadałem do samochodu, jeszcze raz spojrzałem na konstrukcję mostu kolejowego


łączącego dwa brzegi Bobru i zadałem sobie pytanie
- Dlaczego niektórzy palą za sobą mosty?
- Czy nie lepiej będzie dla wszystkich, jeżeli je umocnimy i będziemy obchodzić jakieś jubileusze? Taki, jak mój dziesiąty dzień włóczęgi z Krzyśkiem.  Dzień który,  jak wszystkie poprzednie, był pełen niezapomnianych wrażeń.

Prawie na każdej wędrówce staram się wykonać jakąś panoramę. Udaje mi się to raz gorzej,
a nieraz lepiej.

Krzysiek powiedział, że słońce rozpylało w powietrzu miedziany pył .

A po jakiejś chwili było: o właśnie tak

__________________________

Dopisek

Mój cicerone przysłał wykonane przez siebie zdjęcia, które nazwał:

Janek pod Bystrzycą



_____

Janek na Dębowym Wzgórzu



_____

Janek na Grodowej



Ostatnia fotka znajduje się również na blogu Krzyśka

Carpe diem!
 
*    *    *    *
 

8 komentarzy:

  1. Oj! Słuchać opowiadającego Krzysia to radośc sama w sobie! Świetnie ze znów razem powłóczyliście się, a zdjęcia zrobiłeś cudowne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, mówisz, że zdjęcia cudowne. To chwile były cudowne.

      Usuń
  2. Janku, wczoraj chyba nie zaglądałem w to miejsce bloga, gdzie są wyświetlane nowe posty blogów zaprzyjaźnionych, zajęty byłem pisaniem o ostatnim wyjeździe. Znowu zapomniałem o zdjęciach dla Ciebie, zaraz je wyślę.
    Pamiętam: poszedłeś zrobić zdjęcia z pola rozjaśnionego odrobiną słońca, wyszło bardzo ładne, ale wróciłeś „kopnięty” prądem.
    Faktycznie, patrząc na Twoje zdjęcia skał na dnie przełomu, ma się wrażenie patrzenia na ruiny świątyni gdzieś w dżungli Tajlandii. Na moich zdjęciach jest inaczej, bez tego wrażenia.
    Ten mój „zniewalający” uśmiech wyszedł jak uśmiech bezzębnego dziadunia, co zresztą nie odbiega zbytnio od prawdy:-)
    Idealnie wyszło Ci ujęcie skały tak bardzo podobnej do gargulca obrobionego na kształt głowy orła.
    Piękne są muchomory czerwone, nieprawdaż?
    Popatrz na zdjęcie dębu z widocznym Stromcem pod uschniętym konarem drzewa. Pamiętasz, pokazywałem Ci ten widok mówiąc, że przeczytasz o nim na blogu. Konar dębu dający ramę obrazu dalekiego Stromca. Ta daleka góra jest wyraźnie widoczna na Twoich zdjęciach robionych z przybliżeniem, a u mnie wszystko zlewa się w niebieskości.
    Zdjęcia lasu bukowego poniżej szczytu Grodowej są dokładnie takie, jaki widzieliśmy ten las: górą letni, zielony, dołem brązowy i jesienny, a ten złoty czy miedziany pył na zboczu góry poniżej zachodzącego słońca widać wyraźnie. Piękny, tyle że lśnił króciutko.
    Janku, samochód znowu mam w naprawie i znowu nie mam pewności, czy odbiorę w sobotę. Gdybym odebrał, może wyskoczylibyśmy gdzieś w najbliższą niedzielę poza Góry Kaczawskie, tak dla odmiany?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy wyskoczymy? Ależ tak!
      Ale mnie nachwaliłeś, ojoj! Teraz będę chodzić dumny jak paw.

      Usuń
    2. Janku, wysłałem do Ciebie liścik. Samochód odbiorę po niedzieli, jutro zapytam szefa, czy na niedzielę pożyczy mi firmowego busa. Dam znać, gdy tylko będę coś wiedzieć. Warto by pojechać, bo w dwa następne weekendy będę w domu.

      Usuń
  3. Panie Janie. Jestem tu pierwszy raz ale myślę, że nie ostatni. W gąszczu blogów odkryłam dzisiaj to czarujące miejsce i tyle pięknych chwil zatrzymanych aparatem fotograficznym. Ja też lubię czasem powędrować i zachwycić się pięknem otoczenia, zatrzymać ulotne chwilki na fotografii. Ale fotografowanie to dla mnie przyjemny dodatek do innego hobby, które mam.
    Czy mogę wykorzystać zdjęcie z wpisu "Jesienna Pani" (napis jesień)w moim albumie który robię?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak serdecznej prośbie nie mogę odmówić. Pozwalam na skorzystanie wymienionego zdjęcia i jeżeli będzie konieczne, to dana fotografia zostanie zaprezentowana w optymalnej rozdzielczości.

      Usuń
  4. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń