niedziela, 10 lutego 2019

Medaliony, skały i przemoc

2019-01-13

     Prognozy pogody na ten dzień nie były najlepsze. Zajrzałem do kilku portali mając nadzieję na jakąś odmianę.  Wszędzie to samo, opady deszczu. Ale Krzyśka i mnie to nie zraziło, pojechaliśmy do Lwówka Śląskiego. Nasza wyprawa była nietypowa, bowiem składała się z czterech etapów.

____________________


Poszukiwanie Zimnej Dziury

     Deszcz siąpił, a my szliśmy zboczami, porośniętego lasem, niewielkiego wzgórza Piaszczystej leżącego tuż za Lwówkiem Śląskim. Chcieliśmy odszukać jaskinię o intrygującej nazwie: Zimna Dziura.  Trafiliśmy do  urwiska, skąd zza drzew wyłaniał się widok przełomu Bobru. Rzeka w tym miejscu wije się uroczymi zakolami pomiędzy Piaszczystą a Leśnicą.  Gdy zeszliśmy do dawnego kamieniołomu piaskowca, wyjęliśmy swoje papierowe mapy. Na Krzyśka mapie Zimna Dziura zaznaczona była po innej stronie kamieniołomu niż na mojej. I wtedy rozdzieliliśmy się.
Krzysiek penetrował zbocza bardziej strome, a ja szwendałem się po łagodniejszym stoku.


     W pewnym momencie nie zdążyłem utrzymać równowagi i na prawym boku kilka metrów zjechałem w dół. Chyba jaskini dzisiaj nie znajdziemy, pójdziemy odwiedzić Skałę z Medalionem. Postanowiłem wrócić do umówionego miejsca. Krzyśkowi wysłałem wiadomość, że będę na niego czekać przy kamieniu z krzyżem.

Może te medaliony są dobrą wróżbą?





Wytężałem swoją pamięć i nie mogłem z niej wydobyć nazwy tej rośliny.

Przy kamieniu, na którym wykuto zarys krzyża, zastanawiałem się nad symboliką tego obiektu.


Może to niedokończony krzyż pojednania?

     Zwyczaj stawiania kamiennych krzyży (krzyży pokutnych) panował już w XIII wieku.
Zwłaszcza  w zachodniej części Europy na podstawie zapisów prawa sasko-magdeburskiego.
W  ówczesnych kodyfikacjach prawnych zapisano, że:
- kto zabije umyślnie, wedle prawa ma być karany.
- kto zabije przygodnie, że jawne to będzie, gardła tracić nie powinien, tylko zapłacić.
     Krewni zabitego tworzyli solidarny związek rodowy, który ścigał zabójcę.
Z drugiej strony zabójca zasłaniał się swoimi krewnymi, co doprowadzało do powstania stanu wrogiego między dwoma związkami rodowymi, a wtedy mogło dojść do krwawej zemsty.
Krwawa zemsta nie leżała jednak w interesie władcy danego terytorium, dlatego realne korzyści w pogodzeniu dwóch zwaśnionych stron wnosiło jedynie tzw. jednanie, które było bodźcem do wykształcenia się systemu kompozycyjnego (tzw. Compsitio)
     Sprawca pozbawienia życia drugiego człowieka (w bójce, kłótni o miedzę, o kobietę itp.), zobligowany był do stosownego zadośćuczynienia, którego rodzaj i wymiar ustalał sąd, przed którym spotkał się zabójca z bliskimi zabitego.
Morderca, oprócz wzniesienia kamiennego krzyża, zobowiązany był także do pokrycia kosztów pogrzebu ofiary mordu i przewodu sądowego oraz wypłaty tzw. "główczyzny" (opłata za głowę zabitego). Co więcej winien był również łożyć na utrzymanie rodziny zabitego, a także zakupić świece lub dostarczyć wosk dla Kościoła oraz odbyć pielgrzymkę do jednego ze świętych miejsc, takich jak Akwizgran, Compostela, Jerozolima, Rzym i in. (czasami stosowano także różne inne zobowiązania dodatkowe, np. opłacenie biedocie kąpieli w łaźni, zamówienie dla niej posiłków, czy leżenie krzyżem na grobie zabitego).
     Po wypełnieniu nałożonych na sprawcę zabójstwa zobowiązań, przy postawionym krzyżu następowało pojednanie. Rodzina zabitego podpisywała z zabójcą porozumienie o zaniechaniu krwawej zemsty za śmierć krewnego.
     Dlatego ja wolę taki obiekt nazywać krzyżem pojednania, gdy większość źródeł nazywa je krzyżami pokutnymi.
W Polsce takich krzyży jest około sześciuset, a najwięcej można ich spotkać na Śląsku.

W swoich zbiorach mam kilka ich fotografii wykonanych w Górach Kaczawskich.
Te dwa pochodzą z Czernicy,




ten niżej, po lewej postawiono przy ogrodzeniu kościoła w Słupie,


a widoczny po prawej został wmurowany w ogrodzenie kościoła w Sichowie.
Bardzo często krzyże te były obiektem dewastacji, więc przenoszono je w obręb kościołów.

     Gdy bliżej zacząłem się interesować krzyżami pojednania, postanowiłem odwiedzić ten, który mieści się w pobliżu mojej rodzinnej wioski.



Kiedy go odnalazłem, jego widok wywarł na mnie ogromne wrażenie i byłem tym faktem głęboko poruszony. W tym miejscu przed wiekami rozegrała się tragedia...

- Janek..., Jankuuu...- z mojej zadumy nad  ludzkim losem wyrwało mnie wołanie Krzyśka.


Dzisiaj rezygnujemy z poszukiwań Zimnej Dziury, wracamy do Krzyśka Vectry i pojedziemy odwiedzić inne obiekty.






__________________________________

Skała z Medalionem

     Niedaleko od Lwówka Śląskiego , tuż za wsią Żerkowice, wznosi się niewielkie, porośnięte lasem wzgórze. Jadąc lokalną drogą do Skały, można na Wieżycę spojrzeć i niczego specjalnego w niej zobaczyć. Ot niewielki pagórek, mierzący zaledwie 256 m. n. p. m.  Ale wystarczy zostawić swój pojazd na poboczu (jest tam wygodne miejsce) i pójść przez las zgodnie ze znakami zielonego szlaku. Po kilkuminutowym, nieco ostrym podejściu, zza drzew wyłania się grupa skalna.
 


     To ostańce piaskowcowe niezwykłej urody - wyglądają jak skalne wieże.
Skala z Medalionem jest foremna i patrząc na nią ma się wrażenie, że jest postawił ją człowiek.
W 1897 r. umieszczono na niej medalion z wizerunkiem cesarza Wilhelma II. Fanaberia dawnego władcy tych ziem przetrwała prawie sto lat, bowiem w latach osiemdziesiątych XX wieku została skradziona. Miejsce "Wilusia" zajął herb Lwówka Śląskiego


Dawniej na szczycie znajdował się punkt widokowy. Dzisiaj pozostały tylko resztki barierek.


Na punkt widokowy docierają tylko wspinacze skałkowi. To taki ludek, mający innych w lekkiej pogardzie i porozumiewający się specyficznym językiem. Widoczny po prawej fragment skały został przez nich nazwany D.pa Słonia.


Niedawno wyczytałem, że władze Lwówka noszą się z zamiarem zakazania wspinki na te skały.


Może ktoś kiedyś odtworzy punkt widokowy i zbuduje pomost łączący te skały, jak dawniej?


Z Krzyśkiem wzięliśmy postanowienie, że wrócimy kiedyś do tego miejsca.








___________________________


Huzarski Skok

     Przez Śląsk przebiegały ważne szlaki handlowe (m.in. szlak bursztynowy), dzięki którym Ślązacy utrzymywali ożywione stosunki handlowe z innymi ziemiami polskimi, a także obcymi krajami. Śląsk od wieków stanowił łakomy kąsek dla sąsiednich krajów. Naturalne bogactwa, rozwinięte ośrodki miejskie oraz dogodne położenie geograficzne spowodowały, iż kraina ta, jako ziemia graniczna, stała się obiektem wielu najazdów i walk. Tu przenikały się się polskie, czeskie i niemieckie wpływy.
     Według Clausewitza "Wojna to akt przemocy, mający na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli.” Słowem wojna określa się też stan (stan wojny), kiedy przemoc ta ma miejsce.
     W 1756 roku pomiędzy Prusami (pod którymi panowaniem znajdował się Dolny Śląsk) i Austrią wybuchła III wojna śląska.  W 1761 roku z Bolesławca, w którym stacjonowały wojska pruskie, w stronę Lwówka Śląskiego wyruszyła na patrol niewielka grupka pruskich huzarów. Rekonesans przebiegał bez większych problemów. Sytuacja zmieniła się jednak w okolicach wsi Włodzice Wielkie. W pobliżu tej miejscowości huzarzy natknęli się na liczny oddział austriackich dragonów. Prusacy, którzy nie chcieli ryzykować utraty życia w starciu z silniejszym przeciwnikiem rzucili się do ucieczki. Rozpoczął się za nimi pościg, który trwał aż do Żerkowic i skalnego urwiska nad Bobrem. Tutaj mniej liczny podjazd szybko został osaczony i rozbity, jednak jeden z jego uczestników nie chcąc oddawać się w ręce wroga zdobył się na brawurowy wyczyn – wraz ze swym koniem rzucił się z wysokiego, skalnego urwiska do nurtu płynącej poniżej rzeki Bóbr. Dzielny żołnierz przeżył ten skok, tak samo jak i jego wierzchowiec.
     Z czasem wśród okolicznych mieszkańców urwisko zaczęło być nazywane „Huzarski Skok", a miano to funkcjonuje do dziś i upamiętnia mały epizod III wojny śląskiej, zakończonej w 1763 r.
     Dzisiaj, za sprawą człowieka, Bóbr płynie innym korytem, a Krzysiek i ja przedzieraliśmy się przez zarośla, które w starorzeczu znalazły dla siebie korzystne warunki bytowania.

















Prawy brzeg dawnego koryta Bobru jest skalnym, niezwykle malowniczym uskokiem.



Gdzieś, tam z któregoś miejsca na skale, dzielny huzar na swym koniu skoczył w nurty Bobru.
Obaj przeżyli i byli nawet nagradzani przez możnych tego świata.
Porażka jest sierotą, a sukces ma wielu ojców.
Jedne źródła podają, że tym huzarem był Wawrzyniec Tucholski - Polak w służbie króla Prus,
a literatura niemiecka podawała, że był to Paul Werner z regimentu Ziethena.


A my przechodziliśmy obok skał, patrząc pod nogi i zadzierając głowy - na przemian.


Niektóre drzewa, w zadziwiający sposób zagnieździły się w szczelinach skalnych.


W piaskowcu wytworzyło się kilka uroczych jaskiń. Nawet można było do nich wejść.













___________________________

Szwajcaria Lwówecka

     Ostatnim etapem naszej włóczęgi była grupa skalna mieszcząca się prawie w centrum Lwówka Śląskiego. Lwóweckie Skały nazywane też Szwajcarią Lwówecką, to ciąg piaskowcowych baszt i grzęd poprzecinanych głębokimi szczelinami.





Z tej perspektywy skały przywodzą na myśl mury obronne jakiegoś grodziska.








Zadziwiająca jest wola życia roślinności bytującej na skałach, szczególnie drzew.


Po ich wystających korzeniach można przejść jak po stopniach jakichś schodów.

A to imponujących rozmiarów drzewo podziwiam jeszcze dzisiaj, rośnie spokojnie na skale


i chyba ma zamiar jeszcze długo sobie pożyć.

Biedna sosenka, ale ona też chce żyć. Podobnie jak towarzysząca jej brzózka.














Troski tego świata zostały gdzieś tam na dole, a my patrzyliśmy na domy z góry.
Na parę chwil zatrzymaliśmy się w miejscu odpoczynkowym i piliśmy ostatnią w tym dniu herbatę.



Ławki dodatkowo wyposażono w łańcuchy, którymi zostały przykute do stołu, aby za bardzo się
nie oddaliły.

Ile razy potykam się o porzucone puszki i butelki po napojach, tyle razy się burzę.
Pełne można było dźwigać, a puste już nie da rady? Nie mogę tego pojąć.


Właściciele pustych opakowań chyba nigdy nie czytali książek o indianach

"Ziemia nie należy do nas,
My należymy do ziemi...
Nie utkaliśmy siatki pajęczej życia,
Jesteśmy jedną z jej nici.
Cokolwiek czynimy siatce pajęczej, 
Czynimy sobie..."
                               Wódz plemienia Seattle, 1854 r.

Obaj z Krzyśkiem, ociągając się, pożegnaliśmy Szwajcarię Lwówecką.


Na odwiedzenie Panieńskich Skał nie starczyło nam czasu.



__________________________

2019-01-14

     Wczoraj, gdy wróciłem do domu, przywitał mnie mój najmłodszy wnuk Mikołaj. Okazało się, że przez najbliższych kilka dni będzie pozostawał pod moja opieką. Jego przeziębienie nie pozwalało na chodzenie do przedszkola.
- Dziadzię to Miki kocha bardzo, bo dziadzia najlepiej się z nim bawi - tak często on mawia.

     A teraz po matematyce mamy przerwę, w czasie której Mikuś może sobie pograć w grę, którą podpowiedział mu kolega z jego rocznika.


- O co chodzi w tej grze?
- O to, aby zabić jak najwięcej zombiaków!
Dziwnie się poczułem. Wczoraj wieczorem w czasie trwania Światełka do nieba został zabity człowiek, a tutaj dzieciak bawi się również w zabijanie.
- Mikuś, nie mów zabijanie, tylko powiedz, że to jest wykluczenie - poradziłem wnukowi.
- A co to jest wykluczenie?
- To inaczej unieszkodliwienie - odpowiedziałem małemu.
Kto wymyśla gry dla dzieci, które uczą zabijania inne istoty?
- Mikuś, poczekaj. Ja ci wyszukam jakąś inną, mądrzejszą grę - zaproponowałem.
Mały dał się przekonać, a ja znalazłem grę polegającą na logice i pokonywaniu przeszkód.


Gra go wciągnęła. Był bardzo zadowolony z otrzymywanych w niej serduszkowych bonusów
A największym bonusem było stwierdzenie Mikołaja:
- Dziadzia, ty wszystko wiesz.
- Mikuś, ja wiem dużo, ja nie wiem wszystkiego.
- Choinka, człowiek musi się uczyć przez całe życie. A i tak wszystkiego nie wie - pomyślałem.

*    *    *    * 


7 komentarzy:

  1. Skały wokół Lwówka są pasjonujące, a na Twoich zdjęciach wyglądają jeszcze lepiej. Część z nich znam, inne muszę odwiedzić w czasie którejś rowerowej wycieczki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Janku, nie wiedziałem, że zamieściłeś nowy tekst. Wczoraj siedziałem nad opisem ostatniego mojego wyjazdu, dopiero dzisiaj zajrzałem na obserwowane blogi.
    Ania ma rację pisząc, że na Twoich zdjęciach te skały, i nie tylko, wyglądają inaczej. Widzę to wyraźnie patrząc na moje zdjęcia zamieszczone obok Twoich. Widać różnicę… :-( Ale z drugiej strony zauważę, że mój aparat chowam do kieszeni, Ty musisz do plecaka. Może kiedyś wymyślą lustrzanki malusie jak smartfony?…
    Dobrze zrobiliśmy jadąc tam, dobrze wracając tydzień temu. Dwa razy byliśmy i dwa razy trafiliśmy na opady; jeśli za trzecim razem też tak będzie, trzeba będzie wymyślić odpowiednią nazwę dla okolic Lwówka. Może Deszczowa Kraina?
    A Ty nie masz sumienia każąc rozwiązywać Mikiemu tak trudne równania! :-)
    Mnie też się nie podoba to zabijanie w grach, tak powszechne przecież.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiek, wnuk sam mi zaproponował zabawę w szkołę. Przysunął mi duże krzesełko na kółkach do tablicy i ja miałem być nauczycielem. On usiadł na małym krzesełku i był uczniem, który pilnie notował zadanie, a później został wezwany do tablicy. żebyś Ty wiedział, jak on pisze cyfrę 2. Zaczyna ją pisać od dołu i kończy pisać na górze. Odwrotnie jak my. Ale całą sprawę traktuje niezwykle poważnie.
      Dziecko to też człowiek, tylko taki trochę mniejszy.

      Lwówek, to Kraina Ciągłych Opadów.

      Usuń
    2. Czyli po prostu Miki lubi Cię. Gratuluję bycia dobrym i lubianym dziadkiem :-)
      Popatrz, Maria zna tę roślinę! Wiesz, ja podejrzewam, że ona zna każdą roślinę jaką można znaleźć na łąkach i w lasach. A widziałeś jej wpisy kulinarne? Jak ona gotuje? No, po prostu jej facet ma szczęście, w czym podobny jest do Ślubnego.
      Nazwa bardzo mi się podoba, ponieważ pasuje zarówno do śniegu, jak i deszczu. Więc postanowione: jeśli w czasie trzeciej naszej włóczęgi lwóweckiej będzie padać, okolicę nazwiemy Krainą Ciągłych Opadów.

      Usuń
  3. Suche, blaszkowate kwiatostany to miesiącznica trwała, ładnie kwitnie wiosną na niebiesko, a przede wszystkim niezwykle pachnie; po wielokroć oglądam zdjęcia tych skał, poniżej domy, niezwykłe miejsce do mieszkania, takie skalne miasto; pozdrawiam serdecznie.
    P.s. Dobrze mieć dziadków w odwodzie:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Ci Mario za podpowiedź. Coś tam kojarzyłem, ale nie byłem pewien.
    W zbiorach moich fotek mam kwitnącą miesięcznicę trwałą. Uwielbiam kwiaty dziko rosnące i fotografuję je namiętnie. Chyba dam o nich jakiś temat.

    Fajna rzecz, z tych skał można komuś zajrzeć do komina nie będąc kominiarzem.

    OdpowiedzUsuń