piątek, 1 kwietnia 2016

Kwiecień

Pierwszy kwietnia bajów pletnia.


W prima aprilis się omylisz, gdzie postąpisz, gdzie się schylisz.

April – kwiecień
Zgodnie z tradycyjnymi przesłankami, nazwa miesiąca pochodzi od łacińskiego słowa aperire, czyli „otwarte”. Wyrażenie nawiązuje do budzenia się przyrody, która pod wpływem przychylniejszej pogody, zaczyna „otwierać się” na świat.
     Językoznawcy przypuszczają, że nazwa kwiecień ma rodowód prasłowiański, gdzie rekonstruowane słowo květьńь nazywało po prostu okres kwitnienia roślin. Również wśród innych narodów słowiańskich funkcjonują nazwy tożsame z polskim kwietniem, por. ukr. квітень (kvìtenʹ). Białoruska nazwa wiąże się z kwitnieniem, jednak w tym wypadku podstawą był inny rdzeń  – красавік (krasavika) od краска (kraska – białor. kwiat). 
     W dobie staropolszczyzny kwiecień był też nazywany łżykwiatem (formy oboczne: łżekwiat, łudzikwiat). Podobnie czwarty miesiąc roku nazywają Kaszubi - łżëkwiôt. Nazwy te należy wywodzić od złudnej natury tego miesiąca, który przedwcześnie wyłudza kwiaty z ziemi i często obdarza je lodowatym chłodem. 

Kwiecień plecień bo przeplata,
trochę zimy trochę lata,
pół wiosenny, pół zimowy,
nie każdemu bywa zdrowy,
to zaświeci błyskawicą,
to zasypie twarz śnieżycą.

Kwiecień
- i słońcem, i śniegiem świat plecie.

Choć i w kwietniu słonko grzeje,
nieraz pola śnieg zawieje

Czasem kwietnia pora letnia,
człeka zwiedzie, w zimę zjedzie.

Gdy na początku kwietnia padają deszcze,
to mrozy bywają jeszcze.

Gdy kwiecień wilgotny i nie bardzo słotny,
to rok sprzyja i błogosławi Maryja.

W kwietniu nasienie miej, orz, bronuj, siej.

Kto dobrze orze, ma chleb w komorze.

Gdy w kwietniu dużo wody,
wtedy maj przyniesie chłody.

Ciepłe deszcze w kwietniu wróżą,
ż
e owoców będzie dużo.

Kwiecień wilgotny obiecuje rok stokrotny.

Ciepłe deszcze w kwiecień rokują pogodną jesień.

W kwietniu po brzegach wody, niosą jęczmienia urody.

Gdy w kwietniu rosa, to dosiewaj chłopie prosa.

Kwiecień gdy jest suchy, nie daje otuchy.

W kwietniu posucha, niknie rolnikom otucha.

Gdy w kwietniu posucza, nic się w polu nie rusza.

Pogody kwietniowe - słoty majowe.

Słoneczny i suchy 1 kwiecień
obiecuje dostatnią jesień.

Na św. Franciszka (2 IV) zielenią się łany
i już radośnie klekocą bociany.

Na św. Franciszka dobrze grzmi i błyska.

Ryszard (3 IV) słonko wyciąga z cienia
i pogodę co dzień zmienia.

Na św. Izydora (4 IV) dla bociana pora.

Na św. Izydora pusta komora.

Na św. Izydora często bywa chłodna pora.

Św. Izydor wołkami orze, a kto go prosi to mu pomorze

Kiedy przyjdzie Wincenty (5 IV),
mróz może ugryźć w pięty.

Na św. Wincenty nie chodź bosymi pięty,
bo nieraz mrozek cięty.

Na św. Donata (7 IV) idź po pracę do brata.

Na Filipa (11 IV) dobrze się drze lipa.

Na Filipa gdy przymrozek przypadnie,
najgorsza zaraza na zboże spadnie

Na Filipa gdy deszcz rzęsisty,
będzie plon dobry i czysty.

Deszczyk ciepły w dzień św. Filipa
- wcześnie rozkwitnie lipa.

Na św. Justyna (14 IV) siew się w polu zaczyna.

Gdy w Palmową Niedzielę słońce świeci,
pełne będą stodoły, beczki, sieci. (14 IV 2025)

Pogodny dzionek w Kwietną Niedzielę,
wróży urodzajów wiele.

 W Niedzielę Kwietną dzień jasny,
 jest dla lata znak krasny.

Gdy Tyburcy (14 IV) przybędzie, to zielono wszędzie.

Na świętego Tymona (19 IV) siej orkisze, jęczmiona.

Św. Agnieszka (20 IV) ptakom przyjazna,

chroni przychówek w bocianich gniazdach.

Agnieszka li łaskawa, wkrótce w polu zabawa;
Agnieszka li nielusa, jeszcze zimie pokusa.

Agnieszka ptakom łaskawa
puszcza skowronki z rękawa.
 
Gdy św. Feliks (21 IV) słońcem świat ogrzeje,
rolnik w żniw porę się radośnie śmieje.

Rolnik na św. Jerzy (23 IV) 
już oziminę oblicza i mierzy.

Kiedy św. Jerzy wronę schowa w życie,
będzie chleba obficie.

Na św. Jerzy trawa się pierzy.

Kiedy św. Jerzy słońcem częstuje,
wnet się pogoda zepsuje.

Chcesz mieć kęs płótna dobrego,
siej len na św. Jerzego.

Około Jerzego dokończ siewu twego

Kto sieje jarkę po św. Wojciechu (23 IV),
to lepiej, żeby ją trzymał w miechu.

Na św. Wojciecha rośnie rolnikom pociecha

Gdy na św. Wojciecha z nieba kapie,
rolnik się napracuje i grosza nałapie.

Kiedy grzmi na Wojciecha, rośnie rolnikom pociecha.

Gdy na św. Wojciecha śnieg pada,
co trzecia kopa siana wypada.

Kiedy Marek (25 IV) przypieka,
człek jeszcze na ziąb ponarzeka.

Kiedy Marek skwarem sieje,
w maju kożuch nie dogrzeje.


Gdy Marek z deszczem przychodzi,
posuchę w lecie zrodzi.

Co Marek zagrzeje, Pankracy (12 V) wywieje.

Gdy na Marka pot ocierasz,
to na Serwacego (13 V) kożuch wdziewasz.

Na Marka człek bez koszuli,
a w Ogrodników przy piecu się tuli.

Na św. Marka nie ma co włożyć do garnka.

Na św. Marka wyrasta groch z ziarnka.

Gdy św. Zyta (27 IV) nie widzi żyta,
będzie w tym roku droga okowita.

Gdy brzezina pęka, na owies ostatnia ręka.

Ta urodzajna pszenica bywa,
która w kwietniu przepiórkę przykrywa.

Grzmot w kwietniu dobra nowina,
już szron liści nie pościna.

Kiedy w kwietniu grzmoty, szron już nie ma roboty.

Gdy w końcu kwietnia deszcz porosi,
błogosławieństwo plonom przynosi.

Kwiecień, gdy deszczem plecie, maj wystroi kwieciem.

Dni szczególne

1 IV

Międzynarodowy Dzień Ptaków.
Został on ustanowiony w 1906 roku podczas ratyfikacji Konwencji o ochronie ptaków pożytecznych dla rolnictwa z 19 marca 1902. Była to pierwsza międzynarodowa konwencja o ochronie ptaków. Polska przystąpiła do niej w 1932 roku. Dziś ptaki są chronione poprzez unijną Dyrektywę Ptasią, która ma na celu ochronę wszystkich istniejących populacji dzikich ptaków występujących w UE.

Kwiecień

Po niebie pędzi chmur konnica
I mruczą dzikie zwierzęta.
Drzew nagie szczyty gnie wichrzyca
I zmiata kurz jak na święta.

Kwietniowa burza niecierpliwa
Spieszy krokami wielkiemi
I w pochód cały świat porywa,
Deszcz bębni marsza na ziemi.

Wszystko doboszem się zachwyca,
Śmieją się zmokłe dziewczęta
Po niebie pędzi chmur konnica
I mruczą dzikie zwierzęta.

                                Leopold Staff



*    *    *    *



wtorek, 15 marca 2016

O śniegu, śnieżycy i o mgle

2016-03-13

Jechałem z Krzysztofem na naszą wspólną wędrówkę po wschodniej części Gór Kaczawskich. Światła reflektorów grzęzły w gęstej mgle, której opary kłębiły się przed maską samochodu, a Krzysztof dokonywał cudów prowadząc swoją Vectrę po krętej drodze.
Mozolną jazdę zakończyliśmy w samym środku Radzimowic, liczącej zaledwie kilka domów wiosce.

Po paru krokach byliśmy już za wsią, kawałek drogi przeszliśmy skrajem łąki, a po chwili zanurzyliśmy się w gęsty las, który porastał zbocze Żeleźniaka. Las był w przewadze świerkowy, a przez to mroczny i tajemniczy. Dookoła panowała  cisza, którą potęgowała zalegająca wszędzie mgła.


Mroki lasu rozświetlała biel zalegającego w każdym zakątku śniegu. Śnieg nie był zmrożony, nie skrzypiał pod stopami, ale lekko chrupał przy każdym naszym kroku.  Zatrzymałem się na chwilę.
Pragnąłem posłuchać ciszy.


Wilgotny zapach świerkowego lasu przywołał odległe wspomnienia mej drogi do szkoły, która przez niemały odcinek prowadziła przez las. Uśmiechnąłem się do wspomnień, a one zaraz zaczęły znikać z mej pamięci, podobnie jak oddalający się we mgle Krzysztof.



Po wspomnieniach pozostały nikłe ślady.


Czy ja jestem w jakiejś bajce?
Ruszyłem "z kopyta" i po chwili dogoniłem Krzysztofa.


Prawie nadziałem się na kijki mego towarzysza wędrówki, który chciał sfotografować  świerkową gałązkę ozdobioną szadzią.



Warunki do fotografowania były kiepskie, ale to nas nie zrażało. Trudno, gdy nie ma tego co się lubi, trzeba lubić to, co się ma.


Zalegający śnieg przykrył nierówności terenu i łatwo było o potknięcie.


Ale, przyjmowaliśmy to z uśmiechem.


Wiotkie brzozy pod ciężarem śniegu chyliły się w naszą stronę w niemym ukłonie.


Na niewielkiej polance rósł potężny świerk, który dumnie prezentował swoją urodę.
- Och, ale kolos, Matka Natura jest dla niektórych niezwykle hojna - pomyślałem.


Jego czubek majaczył we mgle, a ośnieżone gałęzie przywiodły mi na myśl ogromną choinkę.

Im wyżej podchodziliśmy tym więcej było śniegu. Jego głębokość potrafiła utrzymać


w pionie wbite weń kijki.

Gdy dotarliśmy na szczyt Żeleźniaka doznaliśmy zaskoczenia, na jego sporej połaci wycięto


drzewa. Obaj z Krzysztofem zastanawialiśmy się, w jakim celu w tym miejscu dokonano wyrębu.
Może będą tu budować wieżę widokową? Nie wiem.


Krzysztof zaczął myszkować wśród zalegających szczyt gałęzi w poszukiwaniu tematów do zdjęć.



Ja uczyniłem podobnie.
To co kiedyś rosło na szczycie drzewa, teraz smutnie tkwiło w kopnym śniegu


Wiejący wiatr gnając skraplającą się mgłę ozdobił lodową szadzią wszystko dookoła.



Na szczycie Żeleźniaka  była mgła i cisza, byliśmy tam również my i jedliśmy nasze śniadanie


Prawdopodobnie nad szczytem Żeleźniaka nie zauważano fruwających ptaków.

Zejście wykonaliśmy dosyć stromo opadającym stokiem i dlatego nasz marsz odbywał się
stylem "na pająka",


Szliśmy opierając się na kijkach stawianych przed sobą.

Szczyty wysokich drzew majaczyły we mgle.
- Jaki człowiek jest mały w porównaniu do wytworów przyrody -


pomyślałem, gdy spojrzałem na Krzysztofa schodzącego ze stoku w otoczeniu słusznych rozmiarów drzew. A Krzysztof do ułomków się nie zalicza.


Szliśmy drogą dzieląca dwa różne środowiska, dwa odrębne światy. Po lewej panował półmrok, który stwarzały gęsto rosnące świerki. Zaś po prawej stronie naszej drogi śnieg i mgła jaśniały wśród bezlistnych drzew.


Och, przepraszam młode buczki i młode dębczaki, one były ozdobione jeszcze jesiennymi liśćmi Dotarliśmy do rozstaju dróg, który jednocześnie był sporym placem manewrowym.


Od niego poszliśmy leśną utwardzoną drogą w stronę Czarciego Zagajnika.


Gdy w miejscu zwanym Czarcim Zagajnikiem piliśmy herbatę, Krzysztof popatrzył na swój termos i zaczął tłumaczyć jego angielską nazwę: Warhead - głowica bojowa. Gdy spojrzał na mój sprzęt - dokonał odkrycia:
- Twój termos jest tej samej marki, tylko ma mniejszą pojemność.
- Bo ja mam mniejsze potrzeby - odpowiedziałem.
A z tym Czarcim Zagajnikiem to jest zagadkowa sprawa. Tą nazwą obdarzany jest las, bądź rozdroże, na którym urządziliśmy sobie nasz przystanek. To miejsce nazwane jest również
Rozdrożem pod Marcińcem.

Zimowy las też ma jakieś kolory, prawda?


Gdzieś, z  prawej rozległ się głos werbla. To pan dzięcioł w szybkim tempie stukając dziobem
w suchą gałązkę, przywabiał panią dzięciołową do swojego rewiru.
Po chwili przerwy, nieco mocniejszy terkot, usłyszeliśmy z lewej strony. To inny dzięcioł zawiadywał o swej obecności i przechwalał się tym , że jest lepszy od swego rywala. Trwały zaloty dzięciołów.

Gdy doszliśmy do rozwidlenia dróg, Krzysztof nie był pewien dalszej trasy, więc wybraliśmy tę, która prowadziła w dół. Schodziła ona jednak na dno głębokiego jaru, którego dnem płynął strumień.


Krzysztof poszedł go zwiedzić, a ja po naszych śladach wróciłem do rozstaju dróg.
Zatrzymałem się na chwilę, by posłuchać ponownej przechwałki dzięciołów. Ale z przodu
usłyszałem głos Krzysztofa, który po stromej skarpie wdrapał się na brzeg jaru i wołał mnie
w dalszą drogę.


Mój towarzysz czekał na mnie pod baldachimem utworzonym ze świerkowych gałęzi.

- W obliczu wytworów Matki Natury jesteśmy bardzo mali -


po raz drugi w tym dniu to skojarzenie dotarło do mojej świadomości.

Zima wydaje się być bezbarwną porą roku, ale wystarczy kawałek przejść się lasem, a przekonamy się drzewostan jest jednak pełen ciekawych form i fantazyjnych kształtów barwnie przystrojonych.


Na myśl o tym, że takie oznakowanie poczynione przez leśników ma sygnalizować


koniec żywota tej brzozy, zrobiło się nam smutno na duszy.

Kawałek drogi odbyliśmy idąc żółtym szlakiem prowadzącym z Radzimowic do Wojcieszowa


Brzoza jest pięknym drzewem, tak twierdzi Krzysztof. Ja również.


Ubiegłoroczne listeczki brzozy ozdobiły drogę, podobnie jak kwiatki w procesji na Boże Ciało.

Jedni ludzie wytężają swoje umysły aby móc ujarzmić siły natury, gdy tymczasem niektórzy swoją


bezmyślnością wysiłki innych obracają w perzynę. A przez to wody z wiosennych roztopów


spływają różnymi niespodziewanymi strumieniami. Na Żeleźniaku panowała jeszcze zima,


a do jego podnóży już zawitało przedwiośnie.  To kwitły śnieżyce wiosenne.


Zalewały je strumienie wody tymczasowego strumyka.


Mam nadzieję, że te kwiatki przetrwają mały potop.



Śnieżyca wiosenna rosnąca w stanie dzikim jest objęta ochroną gatunkową.

Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie
Świat, w którym baśń ta dzieje się (...)
Wiosną biegłego roku znalazłem  krainę śnieżyc wiosennych gdzieś w Górach Kaczawskich.

Wiosenne roztopy dokonały swego dzieła. Poszliśmy rozmiękłą, błotnistą drogą.


Mlaskające pod butami błoto przywołało wspomnienie mojej rodzinnej wsi, w której spędziłem swoje dzieciństwo.


Później skręciliśmy w jasny, trzymający jeszcze jesienne kolory las.


Wchodziliśmy na stok Owczarka, a w miarę podchodzenia na jego obły szczyt


zza mgieł zaczęła się stopniowo wynurzać Osełka.


Zarys tej góry przypominał kształt osełki masła (również kształt kamienia do ostrzenia kos).


Było południe, na moment niebo pojaśniało, a my stojąc na szczycie Owczarka raczyliśmy się kolejnym kubkiem gorącej herbaty z naszych termosów i patrzyliśmy na zamglone otoczenie.


Teraz naszą wędrówkę odbywaliśmy kaczawskimi łąkami, odwiedzając rosnące tu i ówdzie


kępy drzew


Przywitaliśmy się z samotnie rosnącym na środku łąki drzewem, którego gatunku, niestety nie mogliśmy rozpoznać.



Krzysztof i ja zgodnie wysnuliśmy przypuszczenie, że to jest jakieś drzewo owocowe.

Wiejący zimny wiatr i skraplająca się mgła utworzyły lodowe rzeźby na roślinach.



Mgła potrafi omamić wzrok. Kształty wyłaniające się z mgielnej poświaty, które wzięliśmy jako bele siana na łące, po zbliżeniu się doń, okazały się sporych rozmiarów kamieniami. Kamienie te były ułożone ręką ludzką w tajemniczym okręgu z samotnym głazem pośrodku.


- Kamienne kręgi - powiedziałem
- Jak Stonehenge w Anglii - odpowiedział  Krzysztof.

Nasza dalsza wędrówka odbywała się zboczami Osełki, którą obeszliśmy idąc łąkami porastającymi jej zbocza


We mgle, ponad czubkami drzew zamajaczyły domostwa Mysłowa i usłyszeliśmy szum jadących "trójką" samochodów, który nieprzyjemnie zmącił kaczawską ciszę.


Powoli schodziliśmy ze stoków Osełki.
Ten symetryczny dąb stał dumnie przy kępie krzewów, niby wódz na czele wojsk.


Trawersując zbocze niewielkiego pagórka  Krzysztof poszedł przywitać się


z brzozą rosnącą w otoczeniu świerków.


Postaliśmy jeszcze parę chwil na łące przyglądając się okolicy i z ociąganiem poszliśmy w kierunku Radzimowic.


Gdy jedliśmy naszą kolację na wzniesieniu, tuż za ostatnim domem w Radzimowicach, niebo zasnuło się szarymi chmurami. Jeszcze rzuciłem ostatnie spojrzenie na Żeleźniaka,


popatrzyłem również na Osełkę, którą przedtem obeszliśmy wokół.


Wiatr nie wiał zbyt mocno i chmury nie napływały, one prawie stały w jednym miejscu kłębiąc się nad Górami Kaczawskimi.

Przed nami zza mgieł wyłaniał się Miłek, który w całości został objęty ochroną rezerwatową.


Góra Miłek jest jedynym w Polsce miejscem, w którym rośnie w stanie dzikim objęty ścisłą ochroną gatunkową cyklamen purpurowy.




Mam cichą nadzieję, że kiedyś przydarzy mi się okazja upolowania tego pięknisia
Zdjęcie chronionego kwiatka pochodzi ze zbiorów pewnego mieszkańca Wojcieszowa






Dzisiejsze warunki pogodowe nie były łaskawe do komponowania fotograficznych panoram.



Ale czyniłem próby, lecz ich efekty nie były zbyt imponujące.
Gdy zwróciłem się w stronę Osełki i Miłka, Krzysztof wskazał na widoczne pomiędzy nimi wzniesienia i powiedział:
- To są Góry Ołowiane, które należą również do Gór Kaczawskich.
- Ołowiane Góry, ołowiane chmury - odpowiedziałem i poszliśmy w kierunku zaparkowanego
w Radzimowicach samochodu Krzysztofa.

Gdy minęliśmy Jawor, niebo pojaśniało i wtedy zacząłem żałować mego zaniechania wędrówki w stronę pięknego świerka rosnącego na stoku Osełki.

Na wędrówce nigdzie nie siedzieliśmy, cały czas byliśmy na nogach. W górach chodziliśmy
przez 10 godzin, a przy żegnaniu się z Krzysztofem miałem uczucie, że upłynęło zaledwie 10 minut.
- Do zobaczenia jesienią - powiedział Krzysztof.
Słowa uwięzły mi w gardle i gdy obejmowałem Krzysztofa, odwróciłem w bok głowę.
Moje oczy były wilgotne - chyba od całodziennej wędrówki we mgle.

________________________________________________________________

Dopisek

Krzysztof przysłał mi moje zdjęcia, więc niech i one będą pamiątką z tej wędrówki.




*    *    *    *